Maria Dąbrowska Noce i dnie T.1-4, książki

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Maria DÄ…browska
Noce i dnie.
Tom I
Bogumił i Barbara
Dawnymi czasy Niechcicowie żyli mniej więcej tak, jak żyją wszyscy
po dworach na wsi. Utrzymywali zażyłe i urozmaicone stosunki z
całą, nawet najdalszą rodziną siedzącą przeważnie na takich samych
jak i oni folwarkach lub na związanych źródłami dochodów ze wsią
pańskich posesjach śród ogrodów na skrajach miast. Czuli się
organiczną częścią potężnego jakby plemienia, które wystarczało
samo sobie, miało własną rodzinno-przyjacielską gwarę,
zastanawiało się, w jaki sposób wychowywać swe dzieci, aby je raz
na zawsze uchronić przed wpływami z zewnątrz, załatwiało wszystkie
sprawy życiowe, prawie że nie wychodząc poza granice środowiska, a
nawet zgoła poza granice narastającego ciągle od wszystkich stron
rodu. Ale dziad Bogumiła Niechcica, Maciej, zaczął się
niepostrzeżenie z tego świata wydzielać. W domu jego pojawiali się
coraz częściej znajomi i przyjaciele spoza klanu, uczeni,
profesorowie, artyści, pisarze dzienników, działacze i członkowie
klubów politycznych, ludzie niepewnego pochodzenia albo którzy
wyszli ze swojej sfery. Mówiono, że Maciej Niechcic traci dla
obcych rozum, serce, a przede wszystkim pieniÄ…dze. Uznano go za
człowieka niespokojnego i zaczęto się go wystrzegać.
Za okoliczność łagodzącą jego dziwactwa starali się względniejsi
spośród krewnych uważać domniemaną ambitną chęć naśladowania
wielkich panów, magnatów i dostojników rządu, patronujących nauce,
sztuce lub ruchom politycznym.
Wprędce jednak przekonano się, że tego rodzaju ambicje nie
przyświecały Niechcicowi, gdyż nie widać było, aby znaczenie i
świetność jego domu wzrastały pod jakimkolwiek względem. Maciej
Niechcic zdawał się raczej wszystko czynić po temu, aby zbiednieć
i zmarnieć. Między innymi, po wojnie 1830 roku, zapragnął jeden ze
swoich trzech dziedzicznych majątków zamienić na inny, z jakichś
względów lepiej odpowiadający jego widokom. Przy prowadzeniu
związanych z tym układów okazał więcej ufności do ludzi niż
przezorności w dopilnowaniu swych interesów, na skutek czego kupił
majątek ze stanem hipoteki, który wnet stał się powodem utraty i
świeżego nabytku, i jednego z pozostałych rodzinnych folwarków.
Syn Macieja Niechcica, Michał, odziedziczył tedy po ojcu dobra
Jarosty mocno już okrojone, wziął też po nim niespokojne
usposobienie. Wyrywał się tak samo niesfornie z granic swojego
świata, a życie samodzielne rozpoczął od gorszącego uczynku.
Ożenił się z nowicjuszką panien dominikanek, Florentyną Klicką,
bardzo ładną i bardzo ubogą panienką znakomitego nazwiska, która
wstąpiła była do klasztoru, żeby nie być na łasce bogatych
krewnych. Powiadano, że Michał Niechcic potajemnie się z nią w tym
klasztorze widywał i że ją właściwie stamtąd wykradł. A chociaż
potem przeprowadzono wszystko według prawa i obyczaju, panna
odbyła pokutę i uzyskała zwolnienie z nowicjatu, a oboje dostali
rozgrzeszenie i ślub, to przecież dwory i dworki długo nie mogły
darować Niechcicowi tego postępku. On jednak bardzo się tym nie
przejmował, bo chociaż dobrym był dla każdego człowiekiem, to
uczuć, na których mu zależało - poważania, przyjaźni, bliskości -
szukał tak jak i ojciec, nie po sąsiednich dworach, ale po
świecie, śród ludzi zajmujących się pracą umysłową albo sprawami
publicznymi. Pani Florentyna zaś czuła się szczęśliwa w tych
nowych dla siebie stosunkach, zarówno dlatego, że zaznawszy w
młodości wiele upokorzeń od ludzi równego sobie stanu uważała
towarzystwo innego pokroju za wielką łaskę losu, jak i dlatego, że
czuć się szczęśliwą było zgodne z jej miłującym wszystko
usposobieniem.
To byli rodzice Bogumiła Niechcica.
Bogumił Adrian był ich najmłodszym synem, przyszedł na świat w
wiele lat po ślubie. Starsze dzieci powymierały, co było, jak
mówiono w okolicy, karą Bożą za odwrócenie się pani Florentyny z
drogi świętego powołania.
Bogumił chował się zdrowo, a mając piętnaście lat wziął z ojcem
udział w powstaniu 1863 roku.
Do powstania Michał Niechcic przystał też nie wtedy, kiedy to
zostało postanowione przez ziemiaństwo, ale od razu na początku,
razem z mieszczaństwem, inteligencją miejską, rzemieślnikami i
różnego rodzaju młodzieżą. Jego udział w walkach był o tyle
wybitny, że po klęsce Jarosty zostały skonfiskowane, a on sam
zesłany na Syberię. Żona podążyła za nim. Syna, Bogusia, wzięli
pod opiekę krewni, jedni z tych, którzy potomstwo Macieja
Niechcica uważali za rodzinę wariatów. Obowiązki wychowawcze wobec
powierzonego im młodzieńca pojmowali w taki sposób, że Bogumił po
niejakim czasie uciekł od nich, i to tak akuratnie, że ślad po nim
zaginął. Przez ten czas pani Florentyna pochowała w dalekich
tajgach męża, wróciła do Polski i opłakawszy zaginionego syna
została gospodynią w pewnym znajomym dworze. Była z tego kawałka
chleba zadowolona, gdyż odznaczała się w dalszym ciągu skromną
pogodą ducha, która jej nie opuszczała w żadnych okolicznościach
życia. Po niejakim czasie jej sterane wiekiem i przejściami
zdrowie niezmiernie podupadło. Wtedy właściciele dóbr Krępa, u
których pracowała, wyporządzili dla niej mieszkanko w oficynie i
tam umieścili ją razem z bratem, również byłym powstańcem,
Klemensem Klickim, który dotąd, jako nie mający środków do życia i
przy tym słaby na umyśle, znajdował się był w przytułku.
Do tego to domku, gdzie rezydentka Florentyna Niechcicowa dożywała
swych dni wespół z Klemensem Klickim - pewnego dnia zapukał
wracający z wieloletniej tułaczki syn Bogumił.
Barbara Joanna, późniejsza żona Bogumiła Niechcica, była z domu
Ostrzeńska. Jej znowu dziad, Jan Chryzostom Ostrzeński, stracił
majątek Lorenki śród mnóstwa niepomyślnych okoliczności natury
gospodarczej, świadczących tyleż o ciężkim położeniu całego w
ogóle kraju, co i o tym, że gromadzenie i utrzymywanie dóbr
ziemskich nie leżało w charakterze owego Jana Chryzostoma. Lecz
jeśli posiadał on podobnie jak Niechcicowie zdolność do tracenia
majętności doczesnych, to nie zdradzał natomiast żadnych upodobań
do obejmowania w posiadanie lub tworzenia jakichkolwiek innych
dóbr, bardziej niematerialnych. Nie wydzierał się też do nikąd ze
swojej sfery, przeciwnie, marnował ojcowiznę żyjąc z rodziną i
sąsiedztwami w najlepszej komitywie. Był pełnym życia hulaką,
którego wszyscy lubili, gdyż ze wszystkimi pił, polował, grał w
karty i tańcował. Synom nie zostawił już własności, tylko drobne
dzierżawy. Jeden z nich, Adam, był powabnej powierzchowności i
miał usposobienie ojca. Podczas gdy jego bracia podochodzili na
powrót do własnych mająteczków, on stracił na swej dzierżawie
wszystko, a że nie cierpiał wsi, przeniósł się niebawem do miasta,
gdzie został urzędnikiem skarbowym.
Stosunki jednak towarzyskie utrzymywał wyłącznie z okoliczną
ziemiańską szlachtą, gdyż tylko z nią potrafił dobrze się bawić.
Miał szczęście do ludzi, mimo braku majątku był wszędzie dobrze
widziany i wkrótce ożenił się z Jadwigą Jaraczewską, panną na dwu
folwarkach. Do ożenku, prócz szczęścia, pomógł mu i przypadek.
Ojciec, mianowicie, panny młodej wydał ją za niego z gniewu, że
się ośmieliła zakochać w guwernerze z sąsiedztwa, człowieku
niemieckiego i mieszczańskiego pochodzenia. Ojciec ów był mason,
demokrata i dawny major napoleoński, przeniknięty ideałami
rewolucji francuskiej, co mu jednak nie przeszkadzało żywić ślepe
przywiązanie do tradycji, do herbu i do rodu. Chciał on był wydać
swoją córkę za mąż tak, żeby to było zgodne zarówno z wymaganiami
rodu, jak i z jej uczuciami. Gdy jednak po odkryciu romansu z
nauczycielem zaczęła mu się upierać, że jeśli nie pójdzie za
niego, to wstąpi do klasztoru - w napadzie przekory, okrucieństwa
i dumy postanowił ją wydać bez uwagi na jej uczucia za pierwszego,
kto się trafi, byle to tylko był szlachcic. Trafił się właśnie
Adam Ostrzeński, który nadto dzięki urokowi osobistemu zdobył
sobie już dawniej życzliwość rodziców panny.
Panna wstąpiła z płaczem w nakazane jej związki małżeńskie i nie
była z mężem szczęśliwa. Adam Ostrzeński w bardzo niedługim czasie
stracił obydwa posagowe folwarki i zaczął żonę na długie miesiące
porzucać dla innych kobiet - ona zaś nie mogła zapomnieć swego
nauczyciela. Posiadali jednak oboje tyle wdzięków i czułości
usposobienia, że nie mogli pozostać dla siebie obojętnymi. Po
każdej stracie majątkowej, po każdym nieporozumieniu i rozejściu
się uczuć wracali do siebie na nowo śród wybuchów rozpaczliwej
miłości i mieli ze sobą sześcioro dzieci, z których czworo się
chowało.
Barbara była najmłodszym z tych dzieci, podobnie jak Bogumił był
najmłodszy u swych rodziców. Nie pamiętała ona już domu swego
zamożnym. Urodziła się w miasteczku, w którym Adam Ostrzeński po
wielu odmianach losu objął stanowisko burmistrza. Miała pięć lat,
kiedy straciła ojca. Adam Ostrzeński zginął od pioruna we własnym
mieszkaniu, w chwili gdy stanÄ…wszy w czasie burzy przy oknie
usiłował lepiej je domknąć, żeby woda deszczowa nie ciekła na
podłogę.
Owdowiawszy pani Jadwiga Ostrzeńska za namową seniora rodu,
bogatego radcy Joachima Ostrzeńskiego, poczuwającego się do opieki
nad rodziną lekkomyślnego krewniaka, przeniosła się do miasta
gubernialnego Kalińca. Otworzyła tam stancję dla uczniów kształcąc
zarazem i wychowując z wielkim trudem własne swe dzieci. Po roku
takiego życia wybuchło powstanie 1863 r; wszyscy chłopcy ze
stancji, nie wyłączając najstarszego Ostrzeńskiego, Daniela,
poszli do lasu. Pani Jadwiga zbiedniała wtedy do reszty i musiała
zmienić obszerne mieszkanie na pokoik z poddaszem oraz wyprzedać
nieomal wszystkie meble. Ani na chwilę jednak nie podupadła na
duchu i ani na chwilę nie dopuściła, by dzieci przestały się
uczyć. Smutne doświadczenia młodych lat rozczarowały ją do honorów
i korzyści płynących z majątku lub urodzenia. Wierzyła tylko w
wykształcenie. Pragnęła, by jej synowie byli uczonymi, a
przynajmniej, by zajęli stanowiska wymagające zajęć wyłącznie
umysłowych; to samo chciała uprzystępnić i córkom. Gdy powstanie
upadło, a Daniel, ranny w nogę, wrócił ostatecznie do domu, pani
Jadwiga poruszyła wszystkie możliwe stosunki aż do znanego radcy
Joachimowi kalinieckiego wicegubernatora włącznie - aby synowi
umożliwić ukończenie gimnazjum, a potem wstąpienie do Szkoły
Głównej. Lękliwa i niepewna siebie z natury - stawała się zażartą i
nieugiętą, gdy szło o pokonanie szykan albo trudności związanych z
kształceniem dzieci. Pod tym względem była gotowa na największe
ofiary i upokorzenia, aż do wstrętnego jej szukania protekcji u
czynników rządowych. Tylko pomocy materialnej nigdy od nikogo nie
przyjmowała - pod tym względem była niemile i opryskliwie dumna - z
niechęcią godziła się jedynie na letnie wyjazdy do Piekar
Wielkich, majątku radcy Joachima. Poza tym wierzyła, że w
najgorszych warunkach da sobie zawsze radę i że z czasem dzieci
jej dopomogą. Jeden syn miał być przyrodnikiem, drugi inżynierem.
Byli oni już w wyższych zakładach naukowych, Daniel w Warszawie, a
Julian w Petersburgu, i zarabiali na swe życie lekcjami. Matce
jednak wciąż jeszcze nic nie mogli przysyłać, może też nie
poczuwali się do tego, zajęci sprawami wiedzy. Tak, że pani
Jadwiga z dwiema córkami żyła w niewysłowionym ubóstwie. Przez
pierwsze lata utrzymywano się prawie wyłącznie ze sprzedaży
ostatków dawnej świetności: płóciennych obrusów, starych futer,
webowej bielizny i pamiątkowych sreber. Gdy tego zabrakło, starsza
córka, Teresa, doszedłszy do wyższych klas gimnazjalnych, zaczęła
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mement.xlx.pl
  •