Malcolm Lowry - Pod wulkanem, !!! 2. Do czytania, ELITARNE KSIĄŻKI

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
„Wiele jest dziwów i mocy, i potęg na tym bożym świecie,największą z nich ludzka potęga.On na wzburzone wypuszcza się morzejednej łzy żalu nie roniąc spod powiek,On matkę ziemię lemieszami orze,muły i konie zaprzęga,człowiek.Płochy ród ptaków on chwyta, mądrze rzuciwszy na nie sidła,zwierz dziki przer1 nim umyka,on grzywiastego konia jarzmem pęta,na brzeg wyciąga dzieci morskiej fali,tura górskiego obali i byka.On szybkiego jak wiatr dźwięku mowy nauczył się i mądrej,[i wieszczej.* Miasta buduje, rynki, agory i stawia w miastach dachem kryte dwory, by go wiatr nie zmógł i deszcze, leki wynalazł na groźne choroby, wszystko złe mądrym przewalczy sposobem —• nie ujdzie śmierci."Sofokles, Antygona. Przekład Ludwika H. Morstma.„Błogosławionym zaiste wydał mi się los psa czy ropuchy; ach, z jakąż radością byłbym wziął się na los psa czy konia, wiedziałem bowiem, że stworzenia te nie mają duszy, którą by zatracid mogły pod wieczystym ciężarem piekła czy grzechu, jak moja dusza zatracid się mogła. Ach, a chociaż to wiedziałem, chociaż to czułem i chociaż złamao byłem tą wiedzą, to przecież większego bólu zaznałem, gdym z całych sił szukał i nie znalazł w duszy mojej chęci wyzwolenia."John Bunyan, Grace Abounding for the Chief of S*nners.„Zbawion byd może,Kto się dążeniem wieczystym trudzi."Goethe, Faust. Przekład Emila Zegadłowicza1Dwa grzbiety górskie przecinają republikę mniej więcej z północy na południe tworząc w środku kilka dolin ipłaskowyżów. Ponad jedną z tych dolin, nad którą górują dwa wulkany, rozsiadło się na wysokości sześciu tysięcy stóp nad poziomem morza miasto Quauhnahuac. Położone jest sporo na południe od Zwrotnika Raka, mówiąc dokładnie, na dziewiętnastymrównoleżniku, mniej więcej na tej samej szerokości geograficznej co Wyspy Re-villagigedo dalej na zachód na Pacyfiku albo znacznie dalej na zachodziepołudniowy kraniec Hawajów — albo na wschodzie port Tzucox na atlantyckim wybrzeżu Ju-katanu, w pobliżu granicy brytyjskiego Hondurasu, czy jeszcze dalej w kierunku wschodnim miasto Juggernaut w Indiach nad Zatoką Bengalską.Mury miasta, które jest zbudowane na wzgórzu, są wysokie, uliczki i zaułki kręte i wyboiste, drogi wijące się. Wspaniała amerykaoska autostrada wpada do miasta od północy, gubi się jednak w jego wąskich uliczkach i wyłania jako kozia ścieżyna. Quauhnahuac posiada osiemnaściekościołów i pięddziesiąt siedem cantinas. Szczyci się również terenem do gry w golfa i aż czterema setkami basenów pływackich, publicznych i prywatnych, napełnianych wodą spływającą bezustannie z gór, a także wieloma wspaniałymi hotelami.Hotel „Casino de la Selva"* stoi na wyższym troc'hę wzgórzu tuż za miastem, w pobliżu stacji kolejowej. Znaj-i Kasyno leśne, (hiszp.)duje się daleko od głównej autostrady i jest okolony ogrodami i tarasami, z których roztacza się szeroki widok we wszystkich kierunkach. Budowla jest pałacowa, a przenika ją atmosfera minionej świetności. Bo nie jest to już kasyno. Można nawet nie znaleźd okazji do zagrania w kości o szklaneczkę trunku w barze. Dom nawiedzają duchy zrujnowanych graczy. Nikt chyba nie pływa we wspaniałymolimpijskim basenie. Trampoliny sxtoją puste i smutne. Tereny gry jai-alai są zarośnięte trawą, opuszczone. Zarząduruchamia w sezonie tylko dwa korty tenisowe.Tuż przed zachodem słooca w Dniu Umarłych w listopadzie roku 1939 dwaj mężczyźni w białych flanelowych ' ubraniach siedzieli na głównym tarasie kasyna pijąc anis. Rozegrali partię tenisa, potem bilardu, ich rakiety w nieprzemakalnych pokrowcach, w ramach — doktora w trójkątnej, drugiego mężczyzny w kwadratowej — leżały na balustradzie przed nimi. Gdy procesja wracająca z cmentarza krętą drogą w dół stoku za hotelem podeszła bliżej, przeciągłe tony śpiewu podpłynęły do obu mężczyzn; obrócili głowy, żeby spojrzed na żałobników, którzy po chwili mieli się ukazad tylko jako melancholijne płomyki świec zataczające kręgi pośród dalekich snopków kukurydzy. Doktor Arturo Diaz Vigil podsunął butelkę „Anis del Mono" Jacąuesowi Laruelle, który siedział teraz pochylony do przodu,zasłuchany.Nieco na prawo i poniżej nich, popod gigantyczną czerwienią wieczoru, którego odbicia krwawiły się w opustoszałych pływalniach, rozrzuconych tu i tam jak dziwaczne miraże, leżały spokój i słodycz miasta. Z miejsca, na którym siedzieli, miasto wydawało się ciche. Trzeba się było wsłuchad uważnie, jak robił to Laruelle, żeby rozróżnid daleki zmieszany odgłos — wyraźny, a jednak w jakiś sposóbnierozdzielny od cichutkiego pomruku, od stuku kołatek żałobników — odgłos jak gdyby śpiewu, to wzmagający się, toopadający, i niemilknącego tupo-al — popularna w wej Ameryce gra podobna , w której piłki odbija się10tu — wrzawa i okrzyki fiesty, która trwała już cały dzieo.Laruelle nalał sobie jeszcze jedną szklankę anis. Pił anis, ponieważ trunek ten przypominał mu absynt. Na twarzy miał ciemny rumieniec, a ręka drżała mu lekko, gdy jąwyciągnął do butelki, z której kolorowy diabeł na etykieciewymachiwał do niego widłami.— Chciałem go namówid, żeby wyjechał i kazał się dealcooliser ■— powiedział doktor Vigil. Potknął się o fran- . cuskie słowo i ciągnął dalej po angielsku. — Ale sam byłem taki chory tego dnia po balu, że...cierpienie naprawdę, fizyczne... To niedobrze, my lekarze muszą jak apostołowie. Pamiętasz, że graliśmy też w tenisa tego dnia. Więc po tym, jak rozmawiałem z Konsulem w ogrodzie, posyłam chłopca pytad, czy nie przyjdzie i nie zastuka do moich drzwi na kilka minut, byłbym wdzięczny dla on... jak nie, napisad parę słów, jeżeli alkohol go jeszcze nie zabił.Laruelle uśmiechnął się.—Ale oni wyszli — ciągnął tamten.— Ach, tak, ciebieteż chciałem... pytałem, czy byłeś w jego domu.—On był u mnie w domu, kiedytelefonowałeś, Arturo.—Tak, wiem, ale myśmy takie straszne pijaostwo poprzedniejl nocy, tak perfectamente borracho, więc my ślałem, że Konsul jest chory jak ja.— Doktor Vigil potrząsnął głową. — Choroba jest nie tylko w ciele, jest-w tej części, co ją nazywali kiedyś: dusza. Biedny twójprzyjaciel roztrwonił swoje ziemskie pieniądze na tyle bez ustanne dramaty.Laruelle dopił swój trunek. Wstał i podszedł do balustrady; oparłszy dłonie na rakietach tenisowychspojrzał w dół i na boki: opuszczone tereny jai-alai z bastionami porosłymi trawą, martwe korty tenisowe,zupełnie blisko, w samym środku alei hotelowej fontanna, przy której hodowca kaktusów zatrzymał i poił konia. Para młodych Amerykanów, chłopiec i dziewczyna, rozpoczęli spóźnioną partię ping-ponga nawerandzie przybudówki poniżej.całkowicie zalany (łiiszp.)11To, co zdarzyło się przed rokiem, dzisiaj zdawało się już należed do innego stulecia. Można by przypuszczad, że teraźniejsze okropności pochłoną tamto jak kroplę wody. Ale nie. Chociaż tragedia stawała się już nierzeczywista i pozbawiona znaczenia, nadal wydawało się jednak, że wolno wspominad czasy, w których życie jednostki posiadało pewną wartośd i było czymś więcej niż omyłką w druku spotykaną w komunikatach. Zapalił papierosa. Daleko po lewej, w kierunku północno-wschod-nim, za doliną i tarasowatymi pagórkami Sierra Mądre Oriental, dwa wulkany, Popocatepetl i Ixtaccihuatl, wrastały ostre i wspaniałe w zachód słooca. Bliżej, może w odległości dziesięciu mil i poniżej doliny, dostrzegł miasteczko Tomalin przycupnięte poza dżunglą, nad którą unosiła się wąska, niebieska strużka nielegalnego dymu; ktoś wypalał drzewo na węgiel. Przed nim, po drugiej stronie amerykaoskiej autostrady, rozciągały się pola i gaje, przez które płynęła skrętami rzeka i które przecinała droga do Alcapancingo. Wieża strażnicza więzienia wyrastała nad lasem pomiędzy rzeką i drogą, która gubiła się nieco dalej — tam gdzie fioletowe wzgórza raju z rycin Dorego pięły się ku horyzontowi. W mieście zapłonęły nagle, zamrugały i zgasły,zapłonęły znowu światła jedynego kina w Quauhnahuac, zbudowanego na stoku o ostro rysujących się konturach.— No se puede vivir sin amar * — powiedział Laruel- 2le. — ... Jak ten estupido napisał na moim domu. 3— Dalej, amigo , wyrzud to, co ci leży na sercu —odezwał się za jego plecami głos doktora Vigila. 4— Kiedy, hombre , Ivomne wtedy wróciła! Tego nigdynie potrafię zrozumied. Wróciła do tego człowieka! —-Laruelle podszedł do stołu i nalał sobie szklankę wodymineralnej z Te5huaca. Powiedział: — Salud y pesetas.bez miłości, (hiszp.)1Nie można zyd2głupiec (hiszp.)3przyjacielu (hisłowieku (hiszp.)rowia i dużo peset życzę, (zwrotku (hiszp. wiiszp.)12— y tiempo para gastarlas1 — dodał w zamyśleniujego przyjaciel.Laruelle spoglądał na doktora, który ziewając półleżał na leżaku — przystojna, nieprawdopodobnie przystojna, śniada,nieprzenikniona meksykaoska twarz, dobre, głębokie, brązowe oczy, a przy tym niewinne jak oczy tych rzewnych, pięknych dzieci Oaxaqueoaoskich, które widuje się w Tehuantepec (idealna miejscowośd, gdzie kobiety pracują, a mężczyźni kąpią się cały dzieo w rzece), smukłe drobne dłonie o delikatnych przegubach, dłonie, na których szorstkie, czarne włoski były niemal zaskoczeniem.— Bardzo dawno wyrzuciłem to, co mi leżało na sercu, drogi Arturo — powiedział Laruelle poangielsku,wyjmując papierosa z ust cienkimi,nerwowymi palcami,na których — zdawał sobie z tego sprawę —nosił za dużopierścieni. — Co... [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mement.xlx.pl
  •