Malpas Jodi Ellen - Ten mężczyzna 06 - Jego prawda, ►Dla moli książkowych, 5. październik-grudzień 2014

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
//-->JODI ELLENMALPASTen Mężczyzna- Jego PrawdaRozdział 1Otaczająca nas cisza jest bolesna. Przez całą drogę do szpitalaszlochałam, a Jesse wciąż powtarzał, jak bardzo mnie kocha. Mamwrażenie, że po prostu nie wie, co powiedzieć. Te słowa nieprzynoszą ulgi ani pocieszenia. Nie powiedział, że to bez znaczenia,bo to byłaby nieprawda. Nie powiedział, że to nie moja wina, bowiem, że to ja zawiniłam. Nie powiedział też, że wszystko będziedobrze, i ja też nie mam takiej pewności. Właśnie gdy zobaczyłamświatełko na końcu niekończącego się tunelu, spadło na nas najgorszemożliwe nieszczęście – niepowetowana strata. Boję się, że nic nie jestw stanie tego naprawić. Nasza miłość zostanie poddana ostatecznejpróbie, ale dojmujący ból, jaki czuję, nie napawa mnie nadzieją. Niejestem pewna, czy zdołamy to przetrwać. Jesse znienawidzi mnie nazawsze.Wynosi mnie z karetki, ignorując wózek przywieziony przezpielęgniarkę. W milczeniu, ze wzrokiem wbitym przed siebie, idzie zalekarzem zatłoczonym korytarzem, odpowiadając monosylabami nazadawane mu pytania. Nie czuję nic prócz jego łomoczącego sercapod swoją dłonią. Wszystkie moje nerwy obumarły. Jestem jakodrętwiała.Mam wrażenie, że kołyszę się w ramionach Jessego całą wieczność,ale w końcu opuszcza mnie na wielkie szpitalne łóżko w prywatnympokoju. Jest delikatny, a każdy jego gest jest pełen czułości, gdygłaszcze mnie po włosach, podpiera mi głowę poduszką i nakrywanogi cienkim prześcieradłem leżącym w nogach łóżka. Ale słowapocieszenia wciąż nie padają.Ze wszystkich stron otacza nas aparatura i sprzęt medyczny.Pielęgniarka zostaje, ale ratownicy z karetki po zdaniu krótkiegoraportu z mojego stanu i badań, które przeprowadzili w drodze doszpitala, wychodzą. Pielęgniarka notuje, wkłada mi jakiś przyrząd doucha i przykłada inny do piersi. Zadaje pytania, a ja odpowiadamcicho, ale przez cały czas wpatruję się w Jessego, który siedzi nakrześle z twarzą ukrytą w dłoniach.Odrywam wzrok od mojego pogrążonego w żalu męża, gdypielęgniarka wręcza mi koszulę nocną. Uśmiecha się. Jej uśmiech jestpełen współczucia. Potem wychodzi z pokoju. Trzymam koszulę wdłoniach, a czas mija, tak że mam wrażenie, że jest już przyszłytydzień, a może nawet przyszły rok. Chcę, żeby już był przyszły rok.Czy ten dojmujący ból i poczucie winy miną do przyszłego roku?Wreszcie zsuwam się na krawędź łóżka, plecami do Jessego, isięgam rękami na plecy, żeby rozpiąć suwak sukienki. W ciszy słyszę,jak wstaje, jak gdyby moje ruchy wyrwały go nagle z jakiegośkoszmaru i do głosu doszło poczucie obowiązku. Podchodzi i stajeprzede mną, ale nabiegłe łzami oczy mam wbite w podłogę.– Ja to zrobię – mówi cicho.– Nie trzeba, poradzę sobie – odpowiadam miękko. Nie chcę, żebyrobił coś, na co nie ma ochoty.– Zapewne – zdejmuje mi sukienkę przez głowę – ale to mójobowiązek i chcę, żeby tak pozostało.Podbródek zaczyna mi się trząść, gdy usiłuję powstrzymaćnieubłagane łzy. Nie chcę podsycać w nim poczucia winy.– Dziękuję – szepczę, wciąż unikając jego wzroku. To na nic,zwłaszcza gdy pochyla się i wtula twarz w moją szyję, zmuszającmnie do uniesienia głowy.– Nie dziękuj mi za opiekę, Avo. To po to znalazłem się na tymświecie. Tylko to mnie tu trzyma. Nigdy mi za to nie dziękuj.– Wszystko zepsułam. Zniszczyłam twoje marzenie.Sadza mnie na łóżku i klęka przede mną.– Ty jesteś moim marzeniem, Avo. Dzień i noc, tylko ty.Pokój rozmazuje mi się w oczach, ale widzę wyraźnieŁzy spływające mu po twarzy.– Zniosę każdą stratę, ale nie mogę stracić ciebie. Nigdy. Nie patrztak, proszę. Nie patrz tak, jak gdyby to był koniec. Nic nas nie złamie,Avo. Rozumiesz mnie?Kiwam głową, łkając, nie jestem w stanie wykrztusić z siebie anisłowa. Jesse pociera policzki wierzchem dłoni.– Zaczekamy, aż ci ludzi powiedzą nam, że nic ci nie będzie, apotem razem wrócimy do domu.Znów kiwam głową.– Powiedz, że mnie kochasz.Z ust wyrywa mi się głośny szloch, obejmuję go i przyciągam dosiebie.– Potrzebuję cię.– Ja też cię potrzebuję – szepcze, głaszcząc mnie po plecach, a jegodłonie, choć chłodne i roztrzęsione, niosą pokrzepienie, którego takpotrzebuję. Wyjdziemy z tego. Zrozpaczeni, ale cali. – Pomogę ci towłożyć.Podnosi mnie z łóżka i wciąż na klęczkach zaczyna ściągać ze mniezaplamioną krwią bieliznę. Nie jestem w stanie spojrzeć. Zaciskampowieki i czuję, jak powoli zsuwa majtki w dół ud. Gdy stuka mnie wkostkę, unoszę po kolei nogi, ale oczy mam cały czas zamknięte.Wiem, że oddala się na krótką chwilę, potem słyszę szum wody zkranu, ale zaraz wraca i delikatnie przemywa mokrą szmatką wnętrzemoich ud. Serce ściska mi się boleśnie w piersi, raz po raz przełykamłzy.– Ręce. – Łagodne polecenie Jessego zachęca mnie do otwarciaoczu. Trzyma przede mną koszulę nocną. Wkładam ręce w rękawy, aon odwraca mnie, żeby zawiązać ją na plecach. Obracam się przodemdo niego i w tej samej chwili rozlega się pukanie do drzwi. Jesseprosi, żeby wejść.To ta sama pielęgniarka, ale tym razem towarzyszy jej lekarz wbiałym kitlu. Delikatnie zamyka za sobą drzwi i wita się skinieniemgłowy z Jessem, który nagle się ożywia, a ja wiem dlaczego. Lekarzwłącza maszynę stojącą obok mnie i przysiada na moim łóżku.– Jak się czujesz, Avo? – pyta.– W porządku – wyrywa mi się ten jeden zwrot, za który grozi milanie. Jesse wzdycha, ale nic nie mówi. – Dobrze, dziękuję.– Nic nie boli, żadnych skaleczeń ani siniaków?– Nie.Lekarz uśmiecha się i odsuwa prześcieradło zasłaniające mi brzuch.– Sprawdźmy, co się dzieje. Czy mogłabyś unieść koszulę, żebymmógł zbadać ci brzuch?Nawet teraz, gdy jesteśmy pogrążeni w najczarniejszej rozpaczy,czuję, że Jesse tężeje na myśl, że będzie mnie dotykał obcymężczyzna. Spoglądam na niego błagalnie, ale on tylko kiwa głową.– Chyba wyjdę na korytarz – mówi cicho, ruszając do drzwi.– Ani mi się waż! – wołam. – Nie waż się mnie zostawiać. – Wiem,że walczy ze sobą, i wiem, że myśl o tym, że dotyka mnie innymężczyzna, jest dla niego nieznośna, nawet jeśli wynika z jegoprzesadnej i niedorzecznej zaborczości, ale teraz mógłby nad tymzapanować. Teraz musi nad tym zapanować.Lekarz, lekko zdezorientowany, wodzi między nami wzrokiem iczeka, aż Jesse przejmie inicjatywę i podejdzie do łóżka. Co zrobię,jeśli wyjdzie z pokoju? Chyba tego nie zniosę. Ale wtedy Jesse bierzegłęboki oddech, jak gdyby zbierał siły, i siada obok mnie. Bierze mojąręką w obie dłonie, przyciska ją do piersi i spuszcza głowę. Nie jest wstanie patrzeć.Z obu moich stron siedzą mężczyźni, jeden zadziera mi koszulę ibada brzuch, drugi oddycha głęboko, ściskając moją dłoń. Opieramgłowę na poduszce i wbijam wzrok w sufit, chcę, żeby było już powszystkim, żeby Jesse zabrał mnie do domu i żebyśmy moglirozpocząć bolesny proces przepracowania tego, co się wydarzyło. Ktoprowadził DBS? Wypadek rzuca zupełnie nowe światło na mojąutratę przytomności w barze. Mikael z całą pewnością nie jestogarnięty żądzą zemsty do tego stopnia, żeby posunąć się do czegośtakiego.– Poczujesz chłód – uprzedza lekarz, wyciskając trochę żelu na mójbrzuch. Przesuwa po nim głowicą urządzenia, obserwując ekran.Niewielkie pomieszczenie wypełnia natychmiast zniekształconyszum. Doktor mruczy pod nosem, kręci pokrętłami i przyciska szarągłowicę mocniej do mojego brzucha. Nie czuję bólu. Nie czuję bólu,bo wciąż jestem kompletnie odrętwiała. A potem lekarz przestajeporuszać głowicą i manipulować przy wielkim aparacie. Gdy zerkamna niego, wpatruje się uważnie w monitor. W końcu spogląda namnie.– Wszystko jest w porządku, Avo.– Słucham? – szepczę, dławiąc się z szoku, gdy moje konające sercegwałtownie podchodzi mi do gardła.– Wszystko jest w porządku. Lekkie krwawienie we wczesnej ciążynie musi być groźne, ale w twojej sytuacji musimy zachowaćostrożność.Dłonie Jessego zaciskają się wokół mojej tak mocno, że syczę z [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mement.xlx.pl