Makuszynski+Kornel+-+Zludzenie, Makuszynski Kornel(1)

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Kornel Makuszyński
ZÅ‚udzenie
Najmędrsi ludzie mają swoje chwile zaćmienia umysłu i jakiejś tępoty. Tym się da wytłumaczyć, że
pan Leński, człowiek wybitnej inteligencji i niezwykłej mądrości, ożenił się. Fakt ten miał zresztą
precedensy w historii i do dziś ludzie łamią sobie głowy, dlaczego najmędrszy człowiek wszystkich
wieków, boski Sokrates - również się ożenił. Nie idzie już o sam fakt, w treści swej potworny, gdyż
bogowie pokarali ciężko słodkiego mędrca za chwilę obłędu, mógłby jednak wróg filozofii dopuścić
się myśli zdrożnej i wspaniałą odwagę Sokratesa w obliczu śmierci uważać za ucieczkę filozofa przed
żoną w śmierć, w mniemaniu, że lepszy puchar cykuty, niż Ksantypa.
Leński nie był wprawdzie Sokratesem choćby dlatego, że był człowiekiem nadobnego oblicza i nie
był, jak Sokrates, niechlujny. Wiele jednak miał mądrości w głowie, mądrości, starannie nabytej w
wielu księgach. Nie jest to jednakże mądrość najprzedniejszego gatunku. Ponad mądrością głowy
góruje mądrość stokroć wspanialsza: mądrość serca. Tamta umie wymierzyć drogę gwiazd i policzyć
ziarnka piasku w oceanie, mądrość serca zaś umie rzeczy nierównie wspanialsze, nierównie
trudniejsze i największej wagi, umie bowiem znaleźć sposób wytrzymania z kobietą i spędzenia z nią
większej ilości lat. Jest to czarna magia życia, zadanie ponad siły człowieka. Rzadko obie mądrości
chodzą w parze, wskutek czego zdarza się, że największego mędrca, który wiele niepojętych
rozwiązał tajemnic i wie, ile żelaza i ile bizmutu jest na księżycu, żona jego, kobiecina drobna i
bardzo pyskata, bije często po mądrej głowie przedmiotem jakimś lichym i śmiesznym, głowy mędrca
niegodnym. Czemuż to? Mędrzec ten bowiem nigdy nie pojmie zawiłej zagadki kobiecego serca,
które jest przepaścią. Nie wie, co z nim uczynić, jakich użyć słów w rozmowie z nim. Stąd oto
pochodzą ciche i bardzo bolesne tragedie ludzi mądrych, którym zaciemnił się umysł na jeden
moment, wystarczający, aby dokonać samobójstwa, aby się ożenić. Ludzie nie bardzo na rozumie
tknięci mają przeciwwagę w bystrej roztropności serca i tacy nie znają niedoli gorzkiej pożycia
małżeńskiego, serce im bowiem podszeptuje w chwilach ważnych i przemyślności niezwykłej
wymagających, co uczynić należy, aby ujarzmić najpotężniejszego i najbardziej obłąkanego demona
wszystkich światów - kobietę. Tacy ludzie najroztropniejszym instynktem serca odgadną w lot, czy
rozmowę miłosną zaprawić miodem słów pieszczotliwych, czy też słowo wydłużyć w bicz signora
Petrucchia. Są to ludzie szczęśliwi i uwielbiani przez kobiety.
Nie miał tej wybornej mądrości pan Leński, człowiek wyrafinowanej kultury, gentelman, sądząc z
angielskiego kroju ubrania, wychowanek wielu uniwersytetów, słowem, człowiek wyborny. Świetnie
wykształcony, przenikliwą myślą jak lancetem, najzawilsze przecinał sprawy najtrudniejsze
rozwiązywał zagadki, jak biegły szachista, przezorny przewidujący. A jednak się ożenił...
Żona pana Leńskiego była kobietą piękną. Twarz słodkiej Madonny, oczy niebieskie o kształcie
migdałów, rozkosznie wilgotne usta, na których, jak złota pszczoła na purpurowym kwiecie, złoty
zawsze drżał uśmiech; o wymarzonym pocałunku tych ust można by powiedzieć słowami tego
rozkosznego wiercipięty poetyckiego, który rzekł o pocałunkach swojej kochanki: "Manche geben
flaue, flache Küsse - ihre waren rund"; nogi o doskonałym rysunku odwróconej butelki szampana, jak
tego podobno od nóg kobiecych żądają Francuzi, zawsze o winie myślący; ręce o palcach długich,
nerwowych, chudych, wypieszczonych, okrutnych; całość, wedle poety, który znał się, szelma, na
kobiecej architektonice, taka: "na dwóch marmurowych kolumnach wznosi się katedra miłości". Czyż
nie piękna kobieta? Nie ma zresztą kobiet niepięknych; pani Leńska jednak była piękniejsza, niż to
zdoła wyrazić plugawe, niestrojne, szare ludzkie słowo. Każde rzucone na nią spojrzenie było w
pierwszej połowie uwielbieniem, w drugiej było pożądaniem; nie ma milszego spojrzenia dla kobiety
wszystkich czasów, każdego koloru i wyznania. Kto patrzy na kobietę tylko z uwielbieniem, mimo
woli ją obraża. Kto patrzy tylko pożądaniem, także ją obraża, ale już nie tak dotkliwe. Spojrzenie na
kobietę powinno być - syntetyczne. Jest to temat do wielu rozważań i wielu głębokich spostrzeżeń, na
które jednak nie mamy czasu.
Małżeństwo Leńskiego z prześliczną tą kobietą było ponure, choć ona była promienna. Było ono
nieustanną, głuchą podstępną walką dwóch ambicji. Walka odbywała się po rycersku, bronią
wykwintną, stalową, cyzelowaną ! rafinowaną. Walczył bystry, dotkliwy i przenikliwy rozum z
pięknością pyszną i królewską. Rozum wałęsał się po szachownicy ciągłych zagadek i zawiłych
kombinacji, szukał wyjścia z pułapki, wypatrywał miejsca do ataku, męczył się i nużył. Piękność
uśmiechała się oczyma i ustami, spokojna, bezczelna, nieodgadniona, milcząca i ironiczna. pan
Leński szukał rozumem drogi do serca swojej żony. Świecił sobie ogarkiem psychologicznych
dociekań, stosował najuczeńsze metody z innych zgoła dziedzin żywota, wciąż zmieniał taktykę,
rozumował, wił się, wnioskował, dodawał i odejmował. Pani Leńska uśmiechała się najpiękniejszym
ze swoich uśmiechów. On wypatrywał przez ogromne szkła teleskopu, czy nie ujrzy na swoim niebie
maleńkiej, purpurowej gwiazdy serca? Nie widział nic. Na niebieskim tle prześlicznego jej spojrzenia
było niezmiernie, okrutnie pusto.
Byli to obcy ludzie, czasem składający sobie bez zbytniego entuzjazmu wizyty w sypialni, wykwintni
wrogowie, szpiegujący się każdą mysią Trwali tak, jedno naprzeciwko drugiego, w bezruchu serc,
dotykając się mackami ostrożnych myśli, jak dwa skorpiony przed weselem, po którym ona pożre
jego, co tak czule i nadobnie opisuje pan Fabre.
Jedno o drugim me wiedziało nic i wszystko Ale to wszystko - to było mc Dwoje ludzi objawia się
sobie nagle, cudownie, genialnie prosto, jednym spojrzeniem, jednym dotknięciem rąk, jednym
szeptem, albo nie objawia się sobie nigdy, wiecznie obcy, choć razem skuci.
Tacy ludzie zaczynają z czasem nienawidzieć się nawzajem U ludożerców postępują wtedy ze sobą
uczciwie, bo jedno drugie zabija i zjada W społeczeństwie cywilizowanym uśmiechają się do siebie
Tak się uśmiechają do siebie dwaj nieboszczykowie przy spotkaniu na cmentarzu. U Eskimosów w
takim wypadku mówi miły Kaj - Kaj, czyli Rączy Renifer do Bi - Bi, czyli do Foki Tłustej
- Odejdź, Bi - Bi, bo ci jest ze mną złe i smutno.
W społeczeństwie cywilizowanym me mówią nic, tylko patrzą sobie wymownie na temat.
- Ja zdechnÄ™, ale i ciebie diabli tez wezmÄ….
Nie tak grubo wprawdzie, bo znacznie wytworniej powiedział to spojrzeniem pan Leński pani
Leńskiej.
Pani Leńska uśmiechnęła się.
Kobieta, jeśli nie wie, co ma powiedzieć, zawsze się uśmiecha i to jest najrozsądniejsza odpowiedz,
do której kobieta jest zdolna.
Już trzy lata trwało ich małżeństwo ceremonialne i wykwintne. Uchodziło ono powszechnie jako
"małżeństwo szczęśliwe", ani bowiem mąż nie bił żony, ani żona nie strzelała do męża, co było
wystarczającym ogólnie dowodem doskonałej w tym małżeństwie harmonii państwo Leńscy
uśmiechali się do siebie w obecności osób trzecich, patrzyli sobie w oczy z uśmiechniętą złym i
jadowitym uśmiechem nienawiścią, kiedy byli sami Unikali więc samotności, starając się być jak
najczęściej wśród ludzi, widocznie uśmiech fałszywy mniej jest męczący, niż niefałszowana
nienawiść
Nienawiść ta czaiła się wszędzie, a przemawiała rzadko.
Pani Leńska, fizycznie słabsza zmęczyła się prędzej. Zaproponowała rozejm.
- Nienawidzisz ty mnie, nienawidzę ja ciebie Oboje nie wiemy - za co? Tak już widocznie być musi...
- Tak tez jest!
- Więc po co się męczyć?
- Mnie to nie męczy - rzekł Leński.
- Ale mnie męczy nieznośnie.
- I cóż z tego?
- Rozejdźmy się!
-Nie widzÄ™ powodu...
- Nie widzisz powodu!? To nie jest życie To jest salonowe piekło. Nie jesteśmy dla siebie stworzeni
- Spostrzegłaś to zbyt późno...
- Nie! Wiem o tym od dawna. Pozwól mi odejść!
- Nie!
- Proszę cię! Błagam cię rozejdźmy się!
- Nie!
- I cóż ci z tego przyjdzie!? Męczysz się sam i męczysz mnie.
- Równe szanse.
- Niech każdy odejdzie w swoją stronę Jesteśmy oboje młodzi, i może każde z nas spotkać w życiu
jeszcze cos dobrego.
- Upatrzyłaś już swoje szczęście?
- Nie! Nie upatrzyłam. Dlaczego tak mówisz? Więc rozejdźmy się.
- Nie! Nie! Nie!
- Przywodzisz mnie do ostateczności!
- Grozisz?
- Bynajmniej. Ale się nade mną nie znęcaj. Ucieknę!
- ZnajdÄ™ ciÄ™.
- Ja siÄ™ zabijÄ™!
- Jesteś zbyt piękna, nie zrobisz tego, będzie ci żal twojej piękności.
- Dobrze! Nie ucieknę i nie zabiję się Masz rację Zmuszę cię jednak do tego, ze mnie sam wypędzisz.
- Nie widzÄ™ sposobu.
- Ale ja go widzÄ™!
- Proszę, mów! Jak to zrobisz?
- Po prostu zdradzÄ™ ciÄ™!
Leński zaśmiał się nieszczerze.
- Ty!? ty zdradzisz? Niemożliwe!
- Jutro, jeśli tego zechcę.
- Byłoby to możliwe, gdybyś zechciała, ale ty nie zechcesz? Nie masz duszy, nie masz serca, nie masz
w sobie za grosz uniesienia, za pół grosza tego płomienia, który rozpala szaleństwo. Zbyt wytworna
jesteś, zęby to uczynić na zimno Nie zdradzisz mnie Do zdrady potrzebny jest wysiłek, a ty do tego
me jesteś zdolna Zdrada jest w swoim stylu bohaterstwem, jeśli kobieta ma charakter i duszę Zdrada
jest aktem żalu, albo rozpaczy, albo zemsty, albo jest szaleństwem Są to uczucia tak wybujałe, ze do
żadnego z nich me jesteś zdolna.
- ZdradzÄ™ ciÄ™ i z zemsty, i z rozpaczy.
- Mścić się nie masz za co, gdyż rachunki nasze są równe Rozpacz zaś nie jest w twoim stylu Rozpacz
lubiÄ… kobiety brzydkie i majÄ…ce serce.
- ZdradzÄ™ ciÄ™!
- Proszę zaprzestać dyskusji która jest jałowa i zaczyna być nudna.
Pani Leński podniosła się uroczyście zarumieniona, z błyszczącymi oczyma Uliczne jej ręce drżały.
- Słuchaj! - mówiła głosem poważnym - Przysięgam ci na wszystko na co tylko przysiąc można że cię
zdradzÄ™.
- Åšmieszne!
- Nie! Gdybym ci przysięgła cokolwiek innego! Może bym nie dotrzymała. Pamiętaj jednak że to
przysięga kobiety i przysięga zdradę. Wszystkie traktaty świata po stokroć zaprzysiężone mogą być
nie dotrzymane z wielu powodów, nie ma jednak takiej siły nie ma takiej mocy na ziemi i na niebie
aby przeszkodzić kobiecie w zdradzie jeśli kobieta ją przysięga. l ja cię zdradzę!
- Nie chcę cię obrażać śmiechem dlatego się nie śmieję w głos. Czy jesteś niemądrym dzieckiem? Nie
spuszczę cię z oka. Będę cię pilnował jak pilnują zbrodniarza lub wariata
- ZdradzÄ™ ciÄ™!
- Będę pilnował każdego twojego kroku.
- Na nic!
- Będę znał każdą twoją myśl. Będę widział każde twoje spojrzenie.
- Na nic, na nic!
- Posunę się do podłości, gdyż mnie do tego zmuszasz Będę znał treść każdego twojego listu każdej
telefonicznej rozmowy.
- Ja cię nie zdradzę w liście, ani telefonicznie.
- Przestań, na Boga, przestań! Nie zbliży się do ciebie nikt, ani ty nie zbliżysz się do nikogo.
- A jednak cię zdradzę! Przysięgłam!
Leński spojrzał złym, nienawistnym wzrokiem.
- W takim razie.
- Cóż w takim razie?
- W takim razie... przedtem ciÄ™... zabijÄ™!
- W takim razie - zdradzę cię po śmierci! - krzyknęła pani Leńska Zaczęła się śmiać dziwnym
śmiechem
Leński spojrzał na nią, myśląc, ze oszalała, spotkał spojrzenie, pełne złotego śmiechu i sinej, drżącej
zimnej nienawiści
Rozpoczęła się walka uparta, pełna pasji, pełna tajonej wściekłości, dręczycielska, ponura i
śmiertelnie nużąca. Przeciwnicy traktowali się z galanterią, pełną okrucieństwa, obserwowali się
uważnie, czujnie, chytrze, lecz jakoby spod oka, nieznacznie Zatrute strzały czekały swego losu
wśród kwiatów, owite uśmiechem l on, i ona przekonani byli o swoim zwycięstwie On był nieco w
głębi duszy niespokojny, bo nie wiedział ani dnia, ani godziny i musiał jej strzec strzec nieustannie
duszy mściwej, nieodgadnionej, wciąż zamyślonej, planującej i knującej zasadzki, wymyślającej
nieprawdopodobne podstępy
- A jednak cię zdradzę! - mówił jej uśmiech.
- Zobaczymy! - odpowiadał drżeniem warg i złym błyskiem oczu.
Nie zostawiał jej nigdy samej; śledził ją z ohydną skrupulatnością, jak wytrawny szpieg. Przewidywał
wszystkie możliwe zasadzki i najbardziej nieprawdopodobne podstępy i na wszelki wypadek
przygotował szaniec obronny. Przypomniał sobie z nadmiernym trudem wszystkie literackie pomysły,
wszystkie omówienia najbardziej wyrafinowanych zdrad kobiecych, aby nie być nigdy zaskoczonym.
Przeczuwał, że jeśli zostanie zwyciężony, to w sposób jakiś niezwykły i bezprzykładny, w jakiś
sposób genialnie prosty, którego nikt przewidzieć nie potrafi, wiedział, że pomysłowość kobiety jest
w tym zakresie wprost cudowna, nieoczekiwana, rodząca się nagle z jakiejś siły diabelskiej,
olśniewająca, budząca zdumienie. Natura, baba potwornie mądra, dała kobiecie geniusz większy, niż
geniusz Szekspira, do układania dramatów subtelnych, głębokich i niszczących, rozgrywających się
na dnie serca. Układacze romansów są niezręcznymi partaczami wobec kobiety, jeśli ona zapragnie
romans przeżyć. Chytrość diabła jest chytrością żaka wobec bezgranicznej, genialnej chytrości
kobiety, jeśli postanowiła zastawić potrzask. Nikt nigdy nie potrafi przewidzieć jej zamiaru. Jest to w
niej wspaniałe i potężne.
Leński wiedział o tym i rozmyślał o tym ponuro. Strzegł swojej żony tak, jak matka strzeże niewinnej
córki. Wyostrzonym spojrzeniem docierał do dna jej serca, zbierał oczyma z czoła jej każdą myśl.
Usiłował odczytać ukryty sens każdego jej ruchu, przymknięcia powiek, podniesienia brwi. Ona
widząc to czyniła wszystko, aby go oszukiwać, aby go nużyć ciągłym tropieniem fałszywych śladów.
Zamawiała fałszywe telefoniczne rozmowy, sama sobie posyłała kwiaty, dawała tajemnicze znaki
przez okno, szeptała po kątach ze służbą, wymyślała tysiące scenek marnych i niegodnych kobiecego
geniuszu. To było badanie terenu i mizerne, szybkie próby obałamucenia przeciwnika.
Przeciwnik się uśmiechał.
Wiedział, że to fałszywe rakiety, a artyleria umieszczona jest gdzieś indziej i bardziej zamaskowana.
Czuł, że ją to bardziej nuży, niż jego. Baczniej strzegł jej wśród ludzi. Czynił szybko przegląd
wszystkich mężczyzn i obliczał wszystkie możliwości; niektórych od razu wykreślał z rachuby,
wiedząc, że kobieta tak wytworna, jak jego żona, nie weźmie ich pod uwagę nawet z zemsty; innych
za to obserwował tym przenikliwiej.
Spostrzegł raz w teatrze zachwycone spojrzenie młodego, bardzo dystyngowanego człowieka, który
uparcie patrzył w twarz jego żony. Leński spojrzał ukradkiem i ujrzał, że ona chłonie to spojrzenie z
nieukrywaną radością i cieszy się nim jak dziecko promieniem słońca. Nasrożył się i spojrzał na
młodego człowieka wyzywająco, co młodego człowieka zupełnie nie wzruszyło. Uśmiechnął się do
pani Leńskiej po czym zachwyconymi oczyma schwytał lecący ku niemu jej uśmiech.
Leńskiego zbiła z tropu jej nieukrywana szczerość.
- Znasz go? - zapytał.
- Znam.
- Kto to jest?
- Bardzo ci na tym zależy? Jest to jeden z najmilszych ludzi...
- Nazwisko?
- Borowski.
- Kim jest ten miły pan?
- Poeta, bardzo znany.
- Ach! poeta... I cóż?
- Nic.
- Masz zamiar zdradzenia mnie z nim?
- Chciałabym, z największą nawet przyjemnością.
- Odpowiedź twoja jest cyniczna.
- Pytanie nie było lepszego gatunku.
- Wyjdźmy!
- I owszem wyjdźmy...
Nie rozmawiali już tego dnia.
Nazajutrz zauważył, że żona jego czyta książkę Borowskiego. Następnego dnia posłała mu kwiaty.
Wieczorem kiedy zadzwonił telefon. Leński podszedł do aparatu, jakiś głos męski pytał o panią
Leńską. Leński, nie odpowiedziawszy, zamknął aparat.
Dowiedział się o Borowskim wszystkiego. Od tego dnia spotykał go wciąż na swojej drodze;
gdziekolwiek byli Leńscy tam zjawiał się jak widmo wytworny poeta.
Leński się zdumiał. Gra była zbyt jawna i dlatego nie mógł jej pojąć. Pomyślał, czy przypadkiem
Borowski nie jest tylko przynętą dla jego uwagi, a zwierzyna jest gdzie indziej? Nie było jednak
najmniejszych poszlak. Pani Leńską niemal jawnie uwodziła miłego poetę, na nic i na nikogo poza
tym nie zwracajÄ…c uwagi.
Leński uśmiechnął się z politowaniem, miał bowiem lepsze wyobrażenie o dyplomatycznej
inteligencji swojej żony. Rozumiał więc, że cała sprawa ma podłoże wielce mizerne: napełniała go
irytacją. Leńską, widząc, że nie zdoła w żaden sposób spełnić niemądrego swego zamiaru,
postanowiła zapewne kobiecą modą zatruć mu tylko życie. Tak myślał.
Nie mógł tego jednak wiedzieć poeta Borowski. Zapewne naiwna ofiara jej mściwej mistyfikacji. Ten
człowiek, prowadzony na pasku naiwnej intrygi, najwyraźniej oszalał. Nietrudno było spostrzec, że
Borowski zapłonął nieukrywaną, ogromną miłością. Wrażliwa, o dziecięcej słodyczy dusza poetycka
buchnęła płomieniem. Mógł to z tą duszą sprawić jeden choćby uśmiech kobiety tak ślicznej, jak
Leńską, cóż dopiero dziać się z nią musiało, kiedy się do niej uśmiechano wciąż, cudownie,
obiecująco i kusząco kiedy jej przysłano purpurowe kwiaty, homagium dla wielkiego poety?
Borowski zaczął patrzeć na Leńskiego ponuro. Spotkał w odpowiedzi wzrok zimny i zły.
Leński czekał ze spokojem, jak się rozwiną wypadki. Znużony, nową w sobie podsycał energię.
Pilnował jej jak smok. Czynił rzeczy niesmaczne, przyłapywał listy, ze służby zrobił szpiegów, kazał
zdjąć aparat telefoniczny, spalił książki Borowskiego.
Ona nie protestowała, uśmiechając się tylko.
Borowski krążył dookoła, zacieśniał krąg, stawał się, wbrew miękkiej naturze swojej, odważny i
przedsiębiorczy. Czuł, że jest szpiegowany, w bezradności jednakże dziecinnej nie umiał znaleźć na
to rady. Godzinami wystawał przed oknami Leńskiej, obserwowany spoza firanki przez Leńskiego.
Gdyby pociskiem myśli można zabić człowieka, Borowski leżałby teraz pod oknami na ulicy bez
życia, siedemkroć razy zabity. Tak mijały tygodnie, ponure, złe tygodnie.
Nienawiść wypijała z tych dwojga siły powoli i dokładnie. Noce Leńskiego były bezsenne i pełne
gorączkowych wizji. Widział udrękę swojej żony i nie czuł współczucia. Krew w sercu jego zakrzepła
i była czarna. Nigdy, nigdy nie zjawiła się przed tym sercem myśl łagodna i łaskawa, aby powiedzieć
tej kobiecie;
- Serca nasze nie są dla siebie stworzone, odejdź w pokoju, i niech wielka miłość będzie zawsze z
tobÄ…!
Potworna, zła, samcza duma podszeptywała mu okrucieństwo
- Niech raczej umrze - myślał.
Patrzył na nią urągliwie, jak zły człowiek patrzył na unieruchomionego w sidłach ptaka. Oto go
schwytał i spętał przemyślnością wielką rozumu, silnym barbarzyństwem.
A jednak stało się coś czego nie przewidział ani Leński, ani jego rozum.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mement.xlx.pl
  •