Makuszynski+Kornel+-+Strszliwe+przygody, Makuszynski Kornel

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
KORNEL MAKUSZYŃSKI
STRASZLIWE PRZYGODY
BIBLJOTEKA DZIEŁ WYBOROWYCH
PRZEDMOWA
Piękno duszy ludzkiej i słodki, towarzyszący temu
pięknu, słoneczny spokój, wywędrowały dawno z tej
ziemi. Może mieszkają jeszcze gdzieś poza granicami
posiadłości, które zajął "człowiek cywilizowany",
może tulą się do zielonych sykomor i do palm
rozłożystych w nieznanych oazach, pod Wiecznie
pogodnem niebem dalekiego południa -tam, gdzie nie
dotarła jeszcze tragedja wewnętrzna człowieka
nowoczesnego, ale tu, u nas, pod szarem, ołowianem
niebem troski, zasłaniającej widnokrąg, niepodobna
odnaleźć tego piękna, i nietylko piękna.
Zapomnieliśmy także wszelkiego wesela,
zapomnieliśmy zdrowego, niefrasobliwego śmiechu.
Odlatuje nas młodość, zanim zdołaliśmy młodymi,
odlatuje nas miłość, odlatuje Wiara "staje gorycz
zwiędłych nadziei, zawiedzionych snów i tajemnica
jakiegoś bólu, który w swoje wnętrzu niesie każda
dusza, ostrożnie, kryjomo, aby brutalna ręka
bliźniego nie rozkrwawiła rany j jeszcze bardziej, nie
przesypała jej solą, nie uczyniła z niej widowiska dla
tłumu. Ot "zejdzie się trzech, czterech, niegdyś
najweselszych ludzi i mówią: śmiejmy się - i nikt się
nie śmieje... Piją szampana i mówią: cieszmy się! i
nikt się nie cieszy... Całują usta dziewczęce i mówią:
radujmy się! i są smutni"*.
Przez pryzmat takiego właśnie smutku patrzy na
świat Kornel Makuszyński. Był czas, że usiłował
bronić się przed nim, że chciał go przygłuszyć
śmiechem, który dźwięczał jeszcze w jego
"Romantycznych historjach"- ale już wówczas był to
śmiech sztuczny, była to maska, którą chciał nałożyć
człowiek, do dna duszy swojej smutny, aby zwieść
siebie i innych. Zresztą, pod taką jedynie maską w
Polsce, od czasów Stańczyka, możliwy jest śmiech.
Jest to śmiech tragiczny.
Ale Makuszyński pod tą maską niedługo potrafił
wytrwać. Spadła mu ona rychło, ukazując twarz
poety o bolesnym wyrazie zadumy.
Od czasu jego "Dziwnych powieści" wiemy już
dobrze, kto do nas przemawia.
Cóż ja jestem winien - wyrywa mu się w momencie
szczerych wynurzeń - że widzę to, co widzę, że
obrazy moje są czarne. Kiedyś mieszkała we mnie
pustota i drwiłem z tego, co było straszne. Śmiałem
się z trwogi, ale mnie bolał mój własny śmiech. Aż
raz, nocą, ujrzałem dziwne rzeczy, chciałem śmiać
się zwyczajem łobuzów i śmiech mi zaparł na ustach.
Śmiech istotnie zamarł od tej chwili na ustach
"humorysty". Miano to, nadane mu przez
pierwszych jego krytyków, okazało się z gruntu
fałszywem.
Czy jednak dusza jego odwróciła się raz nią zawsze
od słońca?
Nie. W jednym z najpiękniejszych utworów swoich
poeta woła;
"Przyjacielu, któryś widział łąki i wyzłocone pola!
Pójdźmy szukać słońca!"
Była w nim, jest i będzie zawsze tęsknota do
wyzwolenia się z tej obręczy tragicznej, którą życie
zacisnęło mu na gardle. Mimo pozornej rezygnacyi,
mimo jaskrawego czasem cynizmu, który patrzy na
człowieka przez pryzmat kawiarni, drży w nim
struna tajonych pragnień do odrodzenia człowieka.
Człowiek-bliźni, człowiek-brat znalazł w
Makuszyńskim bardzo przenikliwego badacza.
Widzi on ha wskroś wszystkie złe, wstrętne i głupie
strony zwierzęcia ludzkiego, ale widzi take wszystkie
dobre odruchy duszy.
Skala jego artystycznych przeżyć i obserwacyi
rozszerza się nieustannie. Talent jego wzmacnia się,
dojrzewa i mężnieje z każdym dniem. A talent to
niepowszedni. Świetny, jeśli nie najświetniejszy
stylista doby obecnej, władający piórem jak szpadą,
potrafi słowem swojem czarować i podbijać,
wzruszać i pieścić, a jeśli trzeba - przeszywać
śmiertelnym ciosem ironii. Mowa ojczysta otworzyła
mu szeroko cały bogaty swój skarbiec, pewna, że go
otwiera przed mistrzem. i nie zawiodła się.
Makuszyński używa wszechstronnie i dobrze
powierzonych sobie skarbów.
Książka niniejsza, którą oddajemy do rąk
czytelników, nie zaznajomi ich dostatecznie z
twórczością autora "Awantur arabskich", da im
jednak przedsmak wrażeń, które ich czekają przy
bliższem poznaniu poety.
Kto raz zasmakuje W tej giętkiej, wypolerowanej,
przepysznej prozie jego felietonów - wyciągnie z
pewnością skwapliwie rękę po inne pisma "smutnego
humorysty".
Z. Dębicki.
O SZLACHETNEJ DZIEWICY I JEJ KONIU.
Rzeczą jest godną podziwu największego nawet
mędrca, co siedząc na dywanie i drapiąc świerzb na
wzniosłej piersi, wiele przemyślał, albo też chytrego
golarza, który wiele słyszał opowieści z ust tych, co z
daleka i z różnych przybyli stron - jak bardzo
księżyc podobny jest do szakala, gwiazdy do
jaszczurek złotem się mieniących, chmury od
dromedarów, zaś słońce do człowieka. Pojmie to
nawet człowiek z przyrodzenia głupi jak struś i taki,
którego w młodości mocno bito bambusem w ciemię,
a nawet człowiek podłego rzemiosła, szewc albo też
taki, co układa wiersze; zdarzyło się też, że i
niewiasta, głęboko i przez czas niejaki się
zastanowiwszy, nie odlatując myślą na boki (zgoła
jak mieszaniec osła i muła, co bez głębszej po temu
przyczyny, ogon zadarłszy i mocno rycząc, nagle od
stada odbiegnie) pojmie, że wiele rzeczy na niebie
podobnych jest do rzeczy ziemskich, parszywych i
marnych.
Tak też myślał sobie głęboko Ibrahim, syn Jusuffa i
jeszcze jednego piekarza, obu ich bowiem miłowała
szlachetna jego matka, słusznie mniemając, że dwóch
snadniej i roztropniej wykończyć zdoła dzieło, niżby
tego mógł dokonać jeden. Może dlatego też ów
Ibrahim tak zaprawny był w myśleniu głębokim i
niepospolitym, a cześć ludzka szła za nim jak szakal
za wielbłądem. Znało go wprawdzie ludzi niewielu,
trzech najwyżej, licząc w to i kadiego z Damaszku,
który go sądził raz za kradzież rzepy i obcięcie ogona
szlachetnej klaczy; lepiej jest jednak człowiekowi,
jeśli imię jego jest w czci u małej liczby, niżby miało
być w pogardzie u tysiąca, jak imię owego mędrca z
Bagdadu, co mogąc zażywać wielkiej czci i, z powodu
swojego nadmiernego rozumu, podał się w ludzką
pogardę, ożenił się bowiem po raz dwudziesty
siódmy, kiedy mu szczęśliwie uciekła dwudziesta
szósta żona, córka szewca i szejtana zarazem, jędza i
piekielnica. Dzieje się tak nieraz bowiem za niepojętą
sprawą Proroka, że bardziej mędrzec jest podobny
do kulawego osła, niźli osioł do mędrca.
W wielkiej tedy czci u ludzi będący Ibrahim, sam był
na oazie El Haazar, plemię bowiem na niej
mieszkające wybrało się właśnie na kradzież koni, co
z wielką czyniło fantazją i należytą wprawą, nie
masz bowiem nic gorszego nad to, jeśli kto rzecz
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mement.xlx.pl