Maureen Child - Do utraty tchu, EBOOK NOWOSCI

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
//-->Maureen ChildDo utraty tchuTłumaczenie:Katarzyna CiążyńskaROZDZIAŁ PIERWSZYColton King nawet nie widział pięści, którą dostał w szczękę. Potrząsnął głową i zablokowałkolejny cios. Wściekły mężczyzna, który chwilę wcześniej wpadł do gabinetu Coltona, cofnął sięo krok.– Doczekał się pan – warknął.– Co, do diabła? – Colt rzucił spakowany worek marynarski na podłogę. – O co panu chodzi?Gorączkowo myślał, ale nic nie przychodziło mu do głowy. Nie znał tego człowieka i nieprzypominał sobie, by ktokolwiek w ogóle miał powód, aby go uderzyć. Jego związki z kobietamizawsze kończyły się przyjaznym rozstaniem. Nawet z Connorem, własnym bratem bliźniakiem, odtygodni się nie pokłócił.Owszem, w biurze King’s Extreme Adventures w Laguna Beach w Kalifornii pojawiło się kilkuniezadowolonych klientów, którzy nie doczekali się obiecanej wysokiej fali.Colton i Connor organizowali wakacje dla zamożnych, uzależnionych od adrenaliny ludzi, więcjasna sprawa, że więcej niż kilka razy, gdy coś nie wyszło, klienci byli wściekli i robili awantury.Żaden z nich jednak nie uderzył Coltona. Do tej pory.– Kim pan jest, do diabła?– Wezwałam ochronę – oznajmiła stojąca w drzwiach kobieta.Colton nawet nie zerknął na Lindę, która była sekretarką jego i Connora jednocześnie.– Dzięki. Zawołaj Connora.– Już się robi – odparła Linda.– Wzywanie ochrony niczego nie zmieni – oznajmił mężczyzna. – Pozostanie pan tym, kim jest:draniem i egoistą.– Okej – mruknął Colton. Swoją drogą nie po raz pierwszy to słyszał, a jednak pomógłby mu jakiśkontekst. – Zechce mi pan wyjaśnić, o co chodzi?– Też chciałbym to wiedzieć. – Do pokoju wkroczył Connor i stanął obok brata.Colton ucieszył się na jego widok, choć dałby sobie radę. Ale zapewne nie byłoby najlepiej, takżedla firmy, gdyby w gabinecie bił się na pięści. Obecność Connora pomoże mu poskromićtemperament.– Nieźle mnie pan zdzielił. Teraz proszę mi powiedzieć, dlaczego.– Nazywam się Robert Oaks.Oaks. Głęboko zakopane wspomnienia w oślepiającym pędzie powróciły do Coltona, który zamarłw bezruchu. Przypatrywał się nieznajomemu, który mierzył go spojrzeniem, i w tych zmrużonychzielonych oczach dojrzał… tak, coś znajomego.Jasny szlag. Minęły prawie dwa lata, odkąd ostatnio patrzył w podobne oczy. To było pod koniecpewnego tygodnia w Las Vegas, który miał być zwyczajny, a okazał się fantastyczny. Choć chciał gona zawsze wymazać z pamięci, nie był w stanie tego zrobić. Wciąż pamiętał poranek po ślubie, którywziął z Penny Oaks w tandetnej kaplicy przy głównej ulicy Vegas. Poranek, gdy jej oznajmił, że sięrozwiodą, a potem podziękował za fantastyczny tydzień i wyszedł, zostawiając Penny w pokojuhotelowym.Nie chciał wracać do tego myślą. Ale teraz stał przed nim mężczyzna, który zapewne był jejbratem.Robert Oaks skinął głową.– Przynajmniej pan to pamięta.– Co pamiętasz? – zapytał Connor.– Nic. – Colton nie zamierzał dyskutować o tym z bratem. W każdym razie nie w tym momencie.– Och, nic. A to dobre. – Oaks potrząsnął głową z niesmakiem. – Tego się właśnie spodziewałem.Coltona ogarnęła złość. Cokolwiek kiedyś łączyło go z Penny, to była tylko ich sprawa. Nieinteresowała go opinia jej brata.– Po co pan tu przyjechał?– Żeby zrobił pan to, co należy – warknął Robert. – Chociaż wątpię, żeby było pana na to stać. –Zacisnął pięść. – Myślałem, że mi wystarczy, jak dam panu w gębę, ale jak widzę, to za mało.Do złości Coltona dołączyło zniecierpliwienie. Czekał na niego prywatny samolot Kingów, którymmiał lecieć na Sycylię. Nie straci ani jednej minuty więcej na Roberta Oaksa.– Może przestanie pan mówić ogródkami i powie wprost? Po co pan przyjechał?– Moja siostra jest w szpitalu.– W szpitalu? – Oczami wyobraźni Colton natychmiast zobaczył inny szpital, zimne zielone ściany,ponure szare linoleum i zapach strachu oraz środków antyseptycznych, który wypełniał każdy oddech.Przez sekundę czy dwie czuł na piersi ciężar, który ciągnął go w przeszłość, do której nie chciałwracać. Przeczesując palcami włosy, skupił wzrok na bracie Penny.– Wczoraj usunięto jej wyrostek – oznajmił Robert.Colton odetchnął z ulgą, że to nic groźniejszego.– Dobrze się czuje?Robert parsknął drwiącym śmiechem.– Tak, dobrze. Poza tym, że martwi się, jak zapłaci za szpital. I martwi się o bliźniaki. Pańskiebliźniaki.Nagle w pokoju zabrakło powietrza. Colton nie był w stanie wziąć oddechu.– Moje… – Pokręcił głową, próbował się z tym zmierzyć. Ale jak można się z czymś takimzmierzyć, kiedy to spada na człowieka tak ni stąd, ni zowąd? Co niby miał, do diabła, zrobić? Copowiedzieć?Potarł twarz, w końcu nabrał powietrza i rzekł:– Bliźniaki? Penny ma dziecko?– Dwoje – poprawił go Robert, przenosząc wzrok z Coltona na Connora. – Widocznie u was torodzinne.– I nic mu nie powiedziała? – Connor był równie oszołomiony jak brat.Colton był wściekły. Penny słówkiem o tym nie pisnęła. Ukryła przed nim, że zaszła w ciążę.Przemilczała, że urodziła dwójkę jego dzieci.Więc jest ojcem! Ciężar na piersi powrócił, ale tym razem Colton go zignorował.– Gdzie są dzieci? – spytał krótko.Robert spojrzał na niego nieufnie. Colton zdał sobie sprawę, że wygląda, jakby lada moment miałwybuchnąć.– Opiekujemy się nimi ja i moja narzeczona.Colton był ojcem bliźniąt i nic o nich nie wiedział. Jak to w ogóle możliwe? Zawsze był ostrożny.Najwyraźniej namiętność tak mu zaćmiła umysł, że nie zachował dość rozwagi. Jakiś cichy głosw tyle głowy szepnął, że to wszystko może być nieprawdą. Że Penny okłamała brata, że to nie jegodzieci. Ale gdy tylko przyszło mu to do głowy, odsunął tę myśl. To byłoby zbyt proste, a Coltonświetnie wiedział, że w takich sprawach nie ma nic prostego.– Chłopiec i dziewczynka, jeśli to pana interesuje.Gwałtownie podniósł głowę i popatrzył na Roberta. Chłopiec i dziewczynka. Nie miał pojęcia, copowinien czuć. Jedno, czego w tym momencie był pewien, to to, że matka jego dzieci jest mu winnawyjaśnienia.– To chyba jasne, że mnie interesuje. Niech mi pan powie, w którym szpitalu jest Penny.Wziął od Roberta wszystkie informacje, także jego adres i numer telefonu. Kiedy pojawili sięochroniarze, Colton ich odesłał. Nie będzie wnosił oskarżenia przeciw bratu Penny – gość byłwkurzony i bronił swojej rodziny. Colton zachowałby się tak samo. Ale po wyjściu Roberta dał upustzłości, posyłając kopniakiem marynarski worek na drugi koniec pokoju.Connor oparł się o drzwi.– Więc nici z wycieczki na Sycylię?Colt powinien już siedzieć w samolocie. Miał wypróbować nowe miejsce do uprawiania BASEjumpingu, najniebezpieczniejszej odmiany spadochroniarstwa.Teraz jednak czekał go zupełnie inny skok adrenaliny. Zerknął na brata z ukosa.– Taa, nici.– No i jesteś ojcem.– Na to wygląda.Mówił spokojnie, prawda? Chociaż nie był spokojny. Kotłowało się w nim wiele emocji, wielemyśli, nie potrafił nawet oddzielić jednej od drugiej. Powołał na świat dwójkę dzieci i nic o tym niewiedział? Czy nie powinien tego jakoś wyczuć? Czy nie powinien, do cholery, zostać o tympoinformowany?Usiłował dojść z tym do ładu i nie potrafił. Żaden dzieciak nie zasługuje na takiego ojca jak on.Pomasował pierś, jakby mógł tym złagodzić umiejscowiony tam ból, i wypuścił wstrzymywanepowietrze. Jak niby miał się czuć? Złość łączyła się z przerażeniem.– Kiedy zamierzałeś mi o tym powiedzieć?Colton spojrzał na brata.– Pytasz poważnie? Zapomniałeś, że właśnie sam się dowiedziałem?– Nie mówię o bliźniakach, mówię o ich matce.– Nie ma o czym gadać – skłamał. Prawdę mówiąc, było dużo do opowiadania, tyle że nie chciało tym mówić. Wciąż nie potrafił tego wytłumaczyć. – To było podczas konferencji w Vegas prawiedwa lata temu.– Tam ją poznałeś?Colton przeszedł przez pokój i podniósł worek spakowany na wyprawę na Sycylię. Zarzucił go naramię i odwrócił się do brata.– Nie chcę teraz o tym rozmawiać, okej?Jeżeli w ciągu najbliższych dziesięciu sekund stąd nie wyjdzie, chyba eksploduje. W środku aż sięgotował.– Szkoda – rzekł krótko Connor. – Właśnie się dowiedziałem, że jestem stryjem. Powiedz mi cośo tej kobiecie.Brat nie odpuszczał. Na jego miejscu Colton też domagałby się odpowiedzi, więc nie mógł miećmu za złe.– Nie mam wiele do powiedzenia – burknął przez zęby. – Poznałem ją na konferencji dotyczącejsportów ekstremalnych. Spędziliśmy razem tydzień, a potem…– Potem?Colt westchnął.– Wzięliśmy ślub. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mement.xlx.pl