Maz ktorego nie znalam mazktv, e

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
//-->Tytuł oryginału: The Stranger I MarriedTłumaczenie: Marta CzubProjekt okładki: ULABUKAFotografia na okładce została wykorzystana za zgodą Shutterstock.ISBN: 978-83-283-2947-8Copyright © 2007, 2009 by Sylvia DayAll rights reserved. No part of this book may be reproduced in any form or by any meanswithout the prior written consent of the Publisher, excepting brief quotes used in reviews.Polish edition copyright © 2013, 2016 by Helion SA. All rights reserved.Wszelkie prawa zastrzeżone. Nieautoryzowane rozpowszechnianie całości lub fragmentuniniejszej publikacji w jakiejkolwiek postaci jest zabronione. Wykonywanie kopii metodąkserograficzną, fotograficzną, a także kopiowanie książki na nośniku filmowym,magnetycznym lub innym powoduje naruszenie praw autorskich niniejszej publikacji.Wszystkie znaki występujące w tekście są zastrzeżonymi znakami firmowymi bądźtowarowymi ich właścicieli.Autor oraz Wydawnictwo HELION dołożyli wszelkich starań, by zawarte w tej książceinformacje były kompletne i rzetelne. Nie biorą jednak żadnej odpowiedzialności ani zaich wykorzystanie, ani za związane z tym ewentualne naruszenie praw patentowych lubautorskich. Autor oraz Wydawnictwo HELION nie ponoszą również żadnej odpowiedzialnościza ewentualne szkody wynikłe z wykorzystania informacji zawartych w książce.Drogi Czytelniku!Jeżeli chcesz ocenić tę książkę, zajrzyj pod adresMożesz tam wpisać swoje uwagi, spostrzeżenia, recenzję.Wydawnictwo HELIONul. Kościuszki 1c, 44-100 GLIWICEtel. 32 231 22 19, 32 230 98 63e-mail:septem@septem.plWWW:(księgarnia internetowa, katalog książek)Printed in Poland.•Kup książkę•Poleć książkę•Oceń książkę•Księgarnia internetowa•Lubię to! » Nasza społecznośćPrologLondyn, 1815—Czy faktycznie zamierzasz odbić przyjacielowi kochankę?Gerard Faulkner, szósty markiz Grayson, uśmiechnął się, nie odrywającspojrzenia od kobiety będącej przedmiotem rozmowy. Ci, którzy dobrze goznali, znali także to szelmowskie spojrzenie.— Zdecydowanie tak.— To podłe — mruknął Bartley. — Nikczemne nawet jak na ciebie, Gray.Nie wystarczy, że robisz z Sinclaira rogacza? Przecież wiesz, ile znaczy Pel dlaMarkhama. On świata poza nią nie widzi.Gray przyglądał się lady Pelham okiem znawcy. Nie miał wątpliwości, żeidealnie wpisuje się w jego zamierzenia. Piękna skandalistka — przy najwięk-szych nawet staraniach nie znalazłby żony, która bardziej rozdrażniłaby jegomatkę. Pel, jak ją zdrobniale nazywano, średniego wzrostu, niepozbawiona fa-scynujących krągłości, była jakby stworzona do tego, by cieszyć oko mężczyzny.Pyszniąca się burzą kasztanowych włosów wdowa po hrabim Pelhamie emano-wała zmysłowością, która, jeśli wierzyć plotkom, potrafiła uzależnić. Jej poprzed-ni kochanek, lord Pearson, poważnie odchorował zakończenie ich romansu.Gerard bez trudu potrafił sobie wyobrazić żal mężczyzny z powodu utraty jejwzględów. W jaskrawym świetle potężnych kandelabrów Isabel Pelham lśniłaniczym drogocenny klejnot — kosztowny, lecz niewątpliwie wart swej ceny.Markiz patrzył, jak Isabel uśmiecha się do Markhama, rozciągając przy tymszeroko usta — usta, które kanon piękna mógłby uznać za zbyt pełne, ale któ-re cechowały się idealną wręcz krągłością, by mogły objąć męskiego kutasa.Mężczyźni pożerali ją pożądliwym wzrokiem, licząc, że nadejdzie dzień, gdyIsabel zwróci na nich oczy w kolorze sherry i wybierze jednego z nich na swo-jego nowego kochanka. Zdaniem Gerarda ich nadzieje budziły politowanie.Kup książkęPoleć książkę8Sylvia DayLady Pelham była niezwykle wybredna i utrzymywała swoje związki przez lata.Markhama trzymała na smyczy już niemal od dwóch lat i nic nie wskazywałona to, by straciła nim zainteresowanie.Tyle że zainteresowanie nie przekładało się na chęć zamążpójścia.Wicehrabia błagał przy kilku okazjach o jej rękę, ale ona niezmiennie muodmawiała, twierdząc, że nie zamierza po raz drugi wychodzić za mąż. Graynatomiast nie wątpił, że on sam zdoła zmienić w tym względzie jej zdanie.— Bez obaw, Bartley — mruknął. — Wszystko się ułoży. Zaufaj mi.— Tobie nie można ufać.— Możesz mieć pełne zaufanie, że dostaniesz ode mnie pięćset funtów, je-śli odciągniesz Markhama od Pel i zabierzesz go do pokoju do gry w karty.— W takim układzie — Bartley wyprostował się i obciągnął kamizelkę, conie pomogło ukryć coraz wydatniejszego brzucha — służę.Gerard uśmiechnął się i skinął lekko głową chciwemu znajomkowi, któryskręcił w prawo, podczas gdy on sam poszedł w lewo. Ruszył niespiesznymkrokiem skrajem sali balowej, zmierzając do kobiety, od której zależała reali-zacja jego planów. Posuwał się powoli naprzód, a drogę zastępowały mu corazto nowe debiutantki w towarzystwie swoich matek. Natarczywość taka wywo-łałaby na twarzy większości równych mu wiekiem kawalerów grymas irytacji,ale Gerard słynął tyleż z ogromnego uroku, co z zamiłowania do psot. Flirto-wał więc bezczelnie, szafował pocałunkami składanymi na podsuwanych mudłoniach i pozostawiał każdą mijaną pannę w przekonaniu, że w krótkim cza-sie może się spodziewać oficjalnych oświadczyn.Zerkając co jakiś czas na Markhama, spostrzegł, w którym momencie Bart-ley wywabił go z sali. Zdecydowanym krokiem pokonał dzielący go od Pel dy-stans, ujął jej obleczoną w rękawiczkę dłoń i złożył na niej pocałunek, zanimlady Pelham zdążył otoczyć zwykły krąg jej wielbicieli.Uniósł głowę i pochwycił jej rozbawione spojrzenie.— Och, lordzie Grayson. Pańska determinacja doprawdy pochlebia kobiecie.— Moja boska Isabel, pani uroda zwabiła mnie jak płomień ćmę. — Podałjej ramię i poprowadził ją wokół sali balowej.— Szukasz chwili wytchnienia od ambitnych matron, jak mniemam? —zapytała swoim gardłowym głosem lady Pelham. — Obawiam się jednak, że na-wet moja osoba to za mało, byś stracił na uroku. Jesteś tak wspaniały, że wprostnie da się tego opisać. Przyniesiesz zgubę którejś z tych nieszczęśnic.Gerard westchnął z zadowoleniem i poczuł przy tym, jak spowija go osza-łamiająca, egzotyczna, kwiatowa woń Pel. Będzie im dobrze razem, wiedziałKup książkęPoleć książkęMĄŻ, KTÓREGO NIE ZNAŁAM9to. Zdążył ją poznać w ciągu tych lat, które spędziła z Markhamem, i zawszeogromnie ją lubił.— Dlatego właśnie żadna z nich się dla mnie nie nadaje.Pel leciutko wzruszyła odsłoniętymi ramionami. Ciemnoniebieska sukniai szafirowy naszyjnik wspaniale podkreślały jej jasną skórę.— Jesteś jeszcze młody, Grayson. W moim wieku być może zdążysz się jużustatkować na tyle, by nie zadręczyć do reszty swej małżonki twym nienasyco-nym apetytem.— Mogę też poślubić kobietę dojrzałą i oszczędzić sobie trudów zmianyprzyzwyczajeń.Pel uniosła kształtną brew i rzekła:— Nasza rozmowa nie toczy się bez celu, mam rację, mój panie?— Pragnę cię, Pel — odpowiedział Grayson cicho. — Przeraźliwie. Tyle żeromans mi nie wystarczy. Małżeństwo natomiast znakomicie rozwiąże sprawę.Przestrzeń między nimi wypełnił cichy chropawy śmiech.— Och, Gray, doprawdy ubóstwiam twoje poczucie humoru. Trudno o męż-czyzn równie perfidnych, a przy tym tak rozkosznych.— A jeszcze trudniej o kobietę równie otwarcie epatującą swą cielesnością,moja droga Isabel. Obawiam się, że jesteś zupełnie wyjątkowa, a zatem nieza-stąpiona dla moich potrzeb.Zerknęła na niego kątem oka.— Odniosłam wrażenie, że masz na utrzymaniu tę aktoreczkę — tę ładniut-ką, co to nie potrafi spamiętać swoich kwestii.Gerard uśmiechnął się.— Zgadza się. Wszystko to prawda. — Gra aktorska nie należała do naj-mocniejszych stron Anne. Jej talenty były bardziej cielesnej natury.— Poza tym powiem wprost, Gray. Jesteś dla mnie za młody. Mam dwa-dzieścia sześć lat. A ty… — Spojrzała na niego spod przymrużonych powiek.— Rzeczywiście jesteś rozkoszny, ale…— Mam dwadzieścia dwa lata i bez trudu ci dogodzę, Pel, o to się nie martw.Ale źle mnie pojęłaś. Mam kochankę. A w zasadzie dwie, ty natomiast maszMarkhama…— Owszem, i jeszcze z nim nie skończyłam.— Zatrzymaj go, nie mam nic przeciwko temu.— Cóż za ulga, że mam twoją aprobatę — rzuciła kpiąco, po czym znówwybuchła śmiechem. Gray zawsze lubił jego barwę. — Oszalałeś.— Na twoim punkcie zdecydowanie tak. Od początku.Kup książkęPoleć książkę [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mement.xlx.pl