Martin Kat - 02 Diabelski naszyjnik, 1, NOWOÅšCI ebook
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
MARTIN KAT
Diabelski
naszyjnik
Rozdział 1
Londyn 1805
Godzina spotkania zbliżała się nieuchronnie.
Serce Grace waliło ze strachu jak oszalałe, gdy
wchodziÅ‚a do sypialni i trzÄ™sÄ…cymi rÄ™koma po cichu zaÂ
mknęła za sobą drzwi. Z salonu na dole dochodziły
dźwiÄ™ki orkiestry. PrzyjÄ™cie, wydarzenie, które pochÅ‚oÂ
nęło niewielką fortunę, było kolejną z niekończących
się prób podejmowanych przez matkę, by wyswatać ją
z którymÅ› z podstarzaÅ‚ych arystokratów. Grace pozoÂ
stała na przyjęciu najdłużej jak mogła, zmuszając się
do prowadzenia drÄ™twych konwersacji z gośćmi, a naÂ
stępnie wymówiła się bólem głowy i udała na górę. Tej
nocy miała jeszcze do załatwienia bardzo pilną sprawę.
Zimowy wiatr huczał za oknem i obijał bezlistne
gałęzie o parapet sypialni. Grace ściągnęła długie
biaÅ‚e rÄ™kawiczki. PociÅ‚y jej siÄ™ rÄ™ce. Niepewność wiÂ
ła się w niej jak żmija, niemniej Grace wiedziała, że
już nie zmieni zdania.
W pośpiechu podeszła do dzwonka, zrzucając
po drodze skórzane pantofle, zadzwoniÅ‚a po pokoÂ
jówkÄ™ i zaczęła odpinać perÅ‚owo-diamentowy naszyjÂ
nik. Pogładziła go dłonią, delektując się gładkością
pereł i chropowatością umieszczonych między nimi
diamentów.
Naszyjnik byt prezentem od jej najlepszej przyjaÂ
ciółki, Victorii Seaton, hrabiny Brant, i Grace trakÂ
towała go jak swój największy skarb.
- Panienka dzwoniÅ‚a? - W drzwiach sypialni ukaÂ
zała się ciemna głowa pokojówki Phoebe Bloom.
Phoebe, czasem nieco trzpiotowata, w gruncie rzeÂ
czy była dobrą dziewczyną.
- Przydałaby mi się twoja pomoc, Phoebe.
- Ależ oczywiście, panienko.
ZdjÄ™cie sukni nie zajęło im zbyt dużo czasu. GraÂ
ce narzuciła na siebie pikowany szlafrok, obdarzyła
pokojówkę nerwowym uśmiechem i zwolniła ją
na resztę wieczoru. Z dołu wciąż dobiegała muzyka.
Grace modliÅ‚a siÄ™ w duchu, żeby udaÅ‚o siÄ™ jej wypeÅ‚Â
nić misję i wrócić zanim ktoś zorientuje się, że jej
nie ma.
Gdy tylko drzwi zamknęły się za Phoebe, Grace
zrzuciła szlafrok i w pośpiechu przebrała się w prostą
szarÄ… weÅ‚nianÄ… sukniÄ™. Szybkim dmuchniÄ™ciem zgasiÂ
Å‚a lampki olejne stojÄ…ce na komodzie oraz przy łóżÂ
ku, i pokój pogrążyÅ‚ siÄ™ w ciemnoÅ›ci. Pod koÅ‚drÄ… uÅ‚oÂ
żyÅ‚a poduszki, które miaÅ‚y przypominać jej Å›piÄ…cÄ… poÂ
stać, na wypadek gdyby matce przyszÅ‚o do gÅ‚owy zajÂ
rzeć jeszcze do jej sypialni, a potem złapała pelerynę
i narzuciła ją sobie na ramiona.
Po drodze do drzwi chwyciÅ‚a jeszcze torebkÄ™ wyÂ
pchanÄ… po brzegi pieniÄ™dzmi, które dostaÅ‚a od cioÂ
tecznej babki, Matyldy Crenshaw, baronowej HumÂ
phrey, oraz bilet uprawniajÄ…cy do zakwaterowania
w kabinie statku pocztowego odpÅ‚ywajÄ…cego na półÂ
noc pod koniec tygodnia.
Przysłoniła kapturem rudawe włosy, upewniła się,
że nikogo nie ma w holu, przemknęła się schodami
dla służby i opuściła dom drzwiami prowadzącymi
do ogrodu.
6
Zanim dotarÅ‚a do Brook Street, zatrzymaÅ‚a dorożÂ
kę i wsiadła do środka, była już tak zdenerwowana,
że wyraźnie słyszała bicie własnego serca.
- Proszę do gospody „Pod Lisem i Zającem" -
rzuciła szybko dorożkarzowi, mając nadzieję, że nie
dostrzeże drżenia jej głosu.
- To w Covent Garden, prawda, panienko?
- Tak.
Podobno byl to niewielki, raczej mało znany lokal,
i wÅ‚aÅ›nie to miejsce wyznaczyÅ‚ na spotkanie mężczyÂ
zna, z którego usług zamierzała skorzystać. Zdobyła
jego nazwisko od swojego stangreta za kilka złotych
suwerenów, choć nie zdradziła mu, do czego było jej
potrzebne.
Podróż dłużyła się Grace w nieskończoność. Do jej
uszu dochodził turkot drewnianych kół i uderzanie
kopyt o bruk, gdy powóz kluczył ciemnymi ulicami
Londynu.
- Proszę zaczekać - poprosiła Grace dorożkarza,
kiedy pojazd zatrzymał się przed wejściem do lokalu
i wcisnęła mężczyźnie kilka monet. - Zaraz wracam.
Dorożkarz, siwy mężczyzna, którego twarz przyÂ
słaniała bujna, szara broda, skinął tylko głową.
- Mam takÄ… nadziejÄ™.
ModlÄ…c siÄ™ w duchu, żeby byÅ‚ tu jeszcze, gdy wróÂ
ci, naciągnęła mocniej kaptur na oczy i zgodnie
z wczeÅ›niejszymi instrukcjami udaÅ‚a siÄ™ na tyÅ‚y goÂ
spody. OtworzyÅ‚a skrzypiÄ…ce drewniane drzwi i weÂ
szła do surowego pomieszczenia o niskim stropie.
W środku panował półmrok, w powietrzu unosił się
gęsty dym. W poczerniałym, kamiennym kominku
tlił się ogień, a przy jednym ze stojących nieopodal
nieheblowanych stołów siedziała grupa barczystych
mężczyzn. Na drugim końcu sali Grace dostrzegła
wysokiego, potężnego jegomościa w zimowym płasz-
7
czu i kapeluszu przysłaniającym twarz. Na jej widok
uniósł się i skinieniem zaprosił do swojego stolika.
Grace przełknęła ślinę, odetchnęła głęboko dla
dodania sobie odwagi, ruszyła w stronę tajemniczego
mężczyzny i, ignorujÄ…c ciekawskie spojrzenia pozoÂ
stałych gości, usiadła na wskazanym przez niego
drewnianym krześle.
- Masz pieniÄ…dze? - zapytaÅ‚ bez zbÄ™dnych wstÄ™Â
pów.
- Czy jest pan pewny, że potrafi pan wykonać to
zadanie? - odrzekła Grace równie bezpośrednio.
WyprostowaÅ‚ siÄ™ na siedzeniu, jakby jej sÅ‚owa uraÂ
ziły go do głębi.
- Jack Moody nigdy nie Å‚amie danego sÅ‚owa. DoÂ
staniesz to, za co płacisz.
Grace siÄ™gnęła drżącÄ… rÄ™kÄ… do torebki po sakiewÂ
kę i wręczyła ją człowiekowi o nazwisku Jack Moody.
Wziął ją, wysypał garść złotych gwinei na dłoń i jego
cienkie usta wykrzywiły się w mrocznym uśmiechu.
- Tyle, na ile siÄ™ umawialiÅ›my - rzekÅ‚a Grace, staÂ
rając się nie zwracać uwagi na nieprzyzwoite żarty
i rubaszny śmiech mężczyzn przy sąsiednim stoliku.
CieszyÅ‚o jÄ…, że zajÄ™ci byli głównie piciem i pożądliwyÂ
mi ladacznicami, które skutecznie skupiały całą ich
uwagę na sobie. Zapach tłustej baraniny przyprawiał
ją o mdłości. Nigdy jeszcze nie robiła czegoś takiego
i miaÅ‚a wielkÄ… nadziejÄ™, że już nigdy nie bÄ™dzie muÂ
siała.
Jack Moody przeliczyÅ‚ monety, a nastÄ™pnie wrzuÂ
cił je z powrotem do sakiewki.
- Jak mówiłaś, tyle, na ile się umawialiśmy. - Wstał
z krzesła i Grace z trudem dostrzegała jego twarz,
ocienionÄ… wÄ…skim rondem kapelusza. - Wszystko zoÂ
stało już zaplanowane. Wystarczy, że dam odpowiedni
znak. Rano twój mężczyzna będzie poza Londynem.
8
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Tematy
- Strona pocz±tkowa
- Mark Twain - aforyzmy, â—• EBOOK, Twain Mark
- Marcel.Dekker.Protective.Relaying.Theory.and.Applications.2nd.ebook-TLFeBOOK, 04. 01. ELECTRICAL, 01. Książki elektrotechnika, 05. Protections, 001. Protective relaying
- Mark Twain - Pamietniki Adama i Ewy, â—• EBOOK, Twain Mark
- Marco Polo - Opisanie świata, ◕ EBOOK, ◕ literatura faktu, literatura faktu
- Marsz #3 Marsz ku gwiazdom - WEBER DAVID & RINGO JOHN, ebook txt, Ebooki w TXT
- Manager 02.2011, ! Czasopisma, MANAGER, Manager 2011
- Maximum Ride #03 Ratowanie swiata i inne sporty ekstremalne - PATTERSON JAMES, ebook txt, Ebooki w TXT
- Madonna - BARKER CLIVE, ebook txt, Ebooki w TXT
- Malafrena - LE GUIN URSULA K , ebook txt, Ebooki w TXT
- Magiczne burze #1 Zwiastun Burzy - LACKEY MERCEDES, ebook txt, Ebooki w TXT
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- assia94.opx.pl