Małe duże - Crowley John, 1, A tu dużo nowych ebooków

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
JOHN CROWLEY
MAŁE, DUŻE
Przełożyła Beata Horosiewicz
Tytuł oryginału: Little, Big
Nieco później, pamiętając o ziemskim pochodzeniu człowieka: „Z prochu powstałeś i
w proch się obrócisz”, wyobrażali sobie, że są bańkami powietrza. Kiedy byli sami na polu i
nikt ich nie widział, podskakiwali i brykali, ledwie dotykając ziemi i wołając: „Jesteśmy
bańkami powietrza! Bańkami powietrza! Bańkami powietrza!”
Flora Thompson, Lark Rise to Candleford.
KSIĘGA PIERWSZA
EDGEWOOD
I
Mężczyźni są mężczyznami, ale człowiek jest kobietą.
Chesterton.
Pewnego czerwcowego dnia roku 19... młody mężczyzna szedł na północ, z wielkiego
Miasta do osady zwanej Edgewood, o której słyszał niegdyś, ale której nigdy nie odwiedził.
Nazywał się Smoky Barnable, a w Edgewood miał się odbyć jego ślub. Fakt, że szedł, a nie
jechał, był jednym z warunków, które musiał spełnić.
Skądś dokądkolwiek
Choć opuścił swój pokój w Mieście wczesnym rankiem, dochodziło już południe,
kiedy mało uczęszczaną ścieżką przeszedł przez ogromny most i wyszedł na ciągnące się bez
końca osiedla po północnej stronie rzeki. Przez całe popołudnie przedzierał się przez miejsca
o indiańskich nazwach i nie był w stanie trzymać się prostego szlaku wyznaczonego przez
nieustanny i dominujący ruch uliczny; spacerował od podwórza do podwórza, zaglądał w
alejki i do sklepików. Dostrzegał niewielu przechodniów, nawet tych miejscowych, choć
dookoła kręciły się dzieciaki na rowerach.
Zastanawiał się, jak żyją w tych miejscach, które wydały mu się tak ponure i
prowincjonalne. Dzieci jednak wyglądały całkiem radośnie.
Regularne aleje handlowe i ulice domów mieszkalnych zaczęły stopniowo tracić
symetrię, rzednąć niczym skraj wielkiego lasu.
Pojawiły się przesieki pełne chwastów oraz skarłowaciałe zagajniki i zapuszczone
łąki, których wygląd świadczył o tym, że wkrótce rejon ten zamieni się w przemysłową
pustynię. Smoky powtarzał sobie w myślach ten zwrot, ponieważ rzeczywiście w tym miejscu
na świecie właśnie się znajdował - przemysłowa pustynia, coś pośredniego pomiędzy
pustynią a polem uprawnym.
Przystanął obok ławki, na której przesiadywali ludzie czekający na autobusy Skądś
Dokądkolwiek. Usiadł, ściągnął mały plecak i wyjął z niego kanapkę przyrządzoną
własnoręcznie - kolejny warunek, który musiał spełnić - oraz kolorową mapę samochodową.
Nie był pewien, czy posługiwanie się mapą jest dozwolone, ale ponieważ instrukcja
dotarcia do Edgewood wydawała mu się niejasna, jednak otworzył mapę.
Co teraz? Ta błękitna linia przedstawiała najwyraźniej popękany makadam, wzdłuż
którego wznosiły się puste, ceglaste fabryki. Miał okazję oglądać je po drodze. Obrócił mapę
tak, aby linia ta pobiegła równolegle do jego ławki, podobnie jak sama droga (odczytywanie
map nie było jego mocną stroną). Gdzieś daleko, po lewej stronie, odnalazł miejsce, do
którego zmierzał. Samego Edgewood nie było na mapie, ale znajdowało się pośród pięciu
osad oznakowanych mało znaczącymi kółkami. Widniała tam potężna, podwójna czerwona
linia, biegnąca obok, dumna ze swych licznych wjazdów i zjazdów.
Wędrowanie tą drogą było niemożliwe. Gruba linia w kolorze niebieskim (patrząc na
ten model systemu naczyniowego, Smoky wyobrażał sobie, że cały ruch uliczny płynący na
południe, w stronę Miasta, porusza się po linii niebieskiej, zaś w kierunku przeciwnym - po
linii czerwonej) znajdowała się nieco bliżej i rozchodziła się na boki do pozostałych miast i
miasteczek. Zasilała ją cienka linia niebieska; przy niej właśnie siedział. Prawdopodobnie
tędy wiódł szlak handlowy, tu ulokowane było Osiedle Narzędzi, Centrum Spożywcze, Świat
Mebli, Wioska Dywanów. Tak... Ale była tam jeszcze prawie niedostrzegalna, wąska, czarna
linia, po której mógłby się poruszać. W pierwszej chwili pomyślał, że prowadzi donikąd, ale
nie - ciągnęła się dalej, słaba, prawie zapomniana przez kartografa w splocie rysunków, by
potem znów pojawić się na północnym pustkowiu, podchodząc do miasteczka, o którym
Smoky wiedział, że znajduje się blisko Edgewood.
A więc to ta droga. Wyglądało na to, że można ją pokonać pieszo. Kciukiem i palcem
odmierzył na mapie przebyty dystans, a następnie sprawdził, jak długa droga go jeszcze czeka
(o wiele dłuższa). Zarzucił plecak na ramię, nasunął kapelusz na czoło i ruszył w dalszą
wędrówkę.
Długi łyk wody
Choć przez ostatnie dwa lata tej miłości prawie nigdy o niej nie zapominał, podczas
swej wędrówki nie rozmyślał o niej zbyt wiele.
Oczyma wyobraźni widział pokój, w którym się spotkali. Kiedyś w takich chwilach
ogarniało go drżenie, teraz - uczucie szczęścia.
Widział też twarz George’a Mouse’a, wyłaniającą się zza szklanki i fajki, oraz jego
dwie wysokie kuzynki: ją i jej nieśmiałą siostrę.
Zdarzyło się to w kamienicy Mouse’a, ostatnim zamieszkanym domu na tej ulicy, w
bibliotece na trzecim piętrze - tam, gdzie okna zdobione kamiennymi kolumnami zatkane
były tekturą, a z ciemnego dywanu, w miejscach między drzwiami, barkiem a oknami,
wychodziły białe strzępy.
Ona była wysoka. Wysoka na sześć stóp, o kilka cali wyższa od Smoky’ego. Jej
siostra, czternastolatka, dorównywała jej wzrostem.
Miały na sobie odświętne sukienki, krótkie i błyszczące, ona - czerwoną, a jej siostra -
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mement.xlx.pl