Marshall Paula - Porzucona, Romanse

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Paula Marshall
P O R Z U C O N A
Rozdział pierwszy
Był jej mężem od dziesięciu lat, ale jedyną namacalną
oznaką jego istnienia była miniatura portretowa, która na­
deszła tego ranka.
Oraz towarzyszący jej list - nadzwyczaj lakoniczny
i chłodny w tonie.
Lady Exford!
Niniejszym przesyłam ten drobny konterfekt na znak mo­
jego dla Ciebie szacunku. Mam nadzieję, że latem uda mi się
złożyć Ci wizytę, jednak ostatnimi czasy jestem bardzo zaję­
ty wypełnianiem obowiązków w służbie miłościwie panującej
nam Królowej. Gdybym więc nie zdołał się stawić osobiście,
przyjmij, Pani, życzenia z okazji nadchodzących dwudzie­
stych urodzin.
Twój małżonek
Drew Exford
Lady Elizabeth Exford, w okolicy znana jako lady Bess,
impulsywnie zmięła lakoniczny list. Nadawał się jedynie na
pożywkę dla ognia trzaskającego w kominku wielkiego holu
6
dworu Atherington. Coś jednak kazało jej się powstrzymać
od ciśnięcia pergaminu w płomienie. Wygładziła go i po­
nownie przebiegła wzrokiem, czując, jak wzbiera w niej nie­
pohamowany gniew.
Wypełnianie obowiązków w służbie królowej? Zaiste pa­
radne! Czyżby to one zajmowały mu każdą chwilę życia
przez ostatnich dziesięć lat? Czy z racji tychże obowiązków
nie raczył ani razu jej odwiedzić, spełnić swych małżeńskich
powinności? Czy to dla nich pozostawił ją pod dachem ro­
dzinnego domu w charakterze żony nie żony? Bess ani przez
moment w to nie wierzyła. W jej przekonaniu Andrew, po
śmieci ojca hrabia Exford, trzymał się z dala od Leicester-
shire, by się cieszyć w Londynie swobodnym życiem, bez
małżonki i ewentualnych dzieci. Bo po co komuś, kto robi
dworską karierę, taki kłopot?
Dla nikogo nie było tajemnicą, że królowa z lubością ota­
czała się młodymi kawalerami, a gdy nawet któremuś z nich
zezwalała na ślub, nie życzyła sobie, by sprowadzał żonę na
dwór. Jeśli zaś wierzyć docierającym do Atherington wieś­
ciom, królowa nie miała bardziej wiernego i posłusznego
poddanego od męża Bess.
Jak powinna odpowiedzieć na takie pismo? Czy w odru­
chu szczerości wyznać: „Sir, nie dbam o to, czy jeszcze kie­
dykolwiek cię zobaczę"? A może raczej odpisać jak na ule­
głą żonę przystało: „Milordzie, otrzymałam twój list. Jestem
zawsze do Twoich usług, kiedykolwiek postanowisz przybyć
w odwiedziny"?
Naturalnie w grę wchodziła jedynie ta druga wersja.
Bess zasiadła za pulpitem, na którym znajdował się in­
kaust, pergamin i piasek do osuszania pisma, po czym zaczęła
kreślić słowa przystające posłusznej żonie, chociaż nigdy
wcześniej nie czuła się bardziej zbuntowana.
A pisząc, przywoływała na myśl ów dzień sprzed dziesię­
ciu łat, gdy po raz pierwszy zobaczyła swojego małżonka...
- No już, skarbie. Twój ojciec życzy sobie, żebyś dzisiaj
ubrała najpiękniejsze szatki - powiedziała piastunka pew­
nego, dawno minionego poranka. - Tę szaroróżową, trymo-
waną srebrem suknię z adamaszku, a do niej perły i wisio­
rek w kształcie serca pozostawiony ci przez świętej pamięci
matkę.
- Nie! - Dziesięcioletnia Bess gwałtownie wyrwała się
z objęć niańki. - Nie, Kirsty. Ojciec obiecał, że pierwszego
pogodnego dnia w roku weźmie mnie na konną przejażdż­
kę. Dzisiaj jest właśnie taki dzień. Na dodatek w różowym
wyglądam ohydnie. Dobrze o tym wiesz.
Jednak piastunka, którą dziewczynka zazwyczaj bez tru­
du naginała do swojej woli, tym razem pokręciła stanowczo
głową.
- Nie, moje kochanie. Dziś nie mogę ci pozwolić na swa­
wolę. Wczorajszej nocy, gdy już spałaś, przybyli nowi i bar­
dzo ważni goście. Twój ojciec wydał rozkaz, żebyś na ich po­
witanie włożyła najpiękniejszy strój.
Kirsty była wyraźnie podekscytowana. Nie ulegało wątp­
liwości, że znała jakiś sekret, który wciąż taiła przed Bess.
Dziewczynka zawsze spostrzegała, kiedy ludzie coś przed nią
8
ukrywali, ale, mimo swoich dziesięciu lat, miała dość rozu­
mu, by wiedzieć, kiedy nie należy zadawać pytań.
Pozwoliła więc piastunce, żeby obracała nią w lewo
i w prawo, by stroiła ją i barwiła jej policzki, aż w końcu po­
czuła się bardziej jak malowana kukła mająca służyć ucie­
sze gawiedzi, niż piękna córka Roberta Turville'a, hrabiego
Atheringtona, najpotężniejszego magnata w tej części Leice¬
stershire. Niemniej starała się znosić ze stoickim spokojem
ochy i achy Kirsty oraz jej okrzyki w rodzaju:
- Moja maleńka pani, wyglądasz wprost urzekająco. Jesteś
najpiękniejszą młodą damą, jaka stąpa po ziemi poza mura­
mi Londynu!
- Piękne są jedynie moje szaty - rzuciła gniewnie Bess.
- Ja zaś jestem małą, ciemnowłosą istotą, podczas gdy świat
za piękne uważa to wszystko, co jasne i świetliste. A skoro
moje oczy są czarne, a nie błękitne, nikt nigdy nie napisze
sonetów wychwalających ich urodę.
Na nic się jednak zdały te rezolutne komentarze, bo Kirsty
nieustająco zachwycała się jej wyglądem, aż do chwili, gdy
do pokoju wkroczyła ciotka Hamilton, siostra ojca Bess.
- Niech na ciebie spojrzę, moje dziecko. Wielki Boże, ależ
żałośnie czarniawe z ciebie stworzenie. Wierna kopia zgas­
łej babki.
Jednak te przykre słowa wcale nie wprawiły Bess w przy­
gnębienie. Wręcz przeciwnie, posłała triumfalny uśmiech
upokorzonej Kirsty, która w duchu przeklęła lady Hamil­
ton. Jak można biednemu dziecku tak obcesowo wyjawiać
brutalną prawdę! Nikomu by nie zaszkodziło, gdyby ciotka,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mement.xlx.pl