Macomber Debbie Najpierw Slub,

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
DEBBIE MACOMBER
Najpierw ślub
Tytuł oryginału: First Comes Marriage
ROZDZIAŁ PIERWSZY
- Ty jesteś na pewno Zachary Thomas - wykrzyknęła Janine,
wpadając bez tchu do biura. - Przepraszam za spóźnienie, ale ugrzęzłam w
korku na Czwartej Alei. Nie wiedziałam, że przekopują całą ulicę.
Rozpięła płaszcz i przerzuciła go przez poręcz czarnego, skórzanego
fotela, stojącego na wprost dyrektorskiego biurka.
Siedzący po jego drugiej stronie mężczyzna wyglądał na zmieszanego,
jakby nie był pewien, co ma powiedzieć.
- Jestem Janine Hartman - wyjaśniła, wciąż jeszcze zadyszana.
Oddychała powoli usiłując się uspokoić. - Dziadek mówił, że jeśli go nie
będzie, mam się przedstawić sama.
- No tak - odezwał się Zachary po chwili niezręcznej ciszy - ale nie
powiedział, że będziesz miała na sobie...
- Och, sukienka z chusteczek - Janine oparła jedną rękę na kolanie.
Sukienka zrobiona była z niebieskich i czerwonych chust, sięgała ledwie do
kolan i opinała mocno biodra. - To prezent. A ponieważ później idę
odwiedzić dziewczynę, która mi ją uszyła, pomyślałam, że powinnam to
założyć.
- Rozumiem. A naszyjnik?
Janine dotknęła jednej z lampek choinkowych, dyndającej między
innymi paciorkami, zawieszonej na sznurowadle.
- Trochę dziwaczny, prawda? Także prezent. Ale myślę, że to
ciekawy pomysł artystyczny. Pamela jest bardzo zdolna.
- Pamela?
- Nastolatka z Klubu Przyjaciół.
- Rozumiem - powiedział Zach marszcząc czoło.
- Zgłosiłam się tam do pracy i od pierwszej chwili przypadłyśmy
sobie do gustu. Matka Pameli mieszka daleko stąd, a ona jest w trudnym
wieku i potrzebuje przyjaciółki.
- Rozumiem- powtórzył.
Janine poważnie w to wątpiła.
- Naszyjnik na pewno różni się bardzo od tych, jakie widziałem -
dodał Zach. Nie wiadomo, czy miałto być komplement.
Janine już w pięć minut po poznaniu Zacha wiedziała, dlaczego
zrobił tak wielkie wrażenie na jej dziadku. W świetnie skrojonym
garniturze był wprost modelowym dyrektorem. Pełen powagi, zachowujący
dystans, zrównoważony. Nieco młodszy, niż przypuszczała,
prawdopodobnie tuż po trzydziestce. W miarę przystojny, ale nie w stylu
amanta filmowego. Ciemne włosy krótko obcięte, jak u wojskowego. Silna
szczęka, wydatne kości policzkowe i pełne usta. Tyle można było
powiedzieć o jego wyglądzie, a wygląd na pewno nie był u tego mężczyzny
najważniejszy. O tym przynajmniej był przekonany jej dziadek.
Kilka miesięcy wcześniej Anton Hartman połączył powszechnie
szanowaną firmę dostawczą, z nowym i szybko zdobywającym klientów
przedsiębiorstwem Zachary'ego Thomasa. Wspólnymi siłami
błyskawicznie opanowali rynek.
Już od kilku tygodni dziadek chciał, żeby poznała Zachary'ego. Jego
imię pojawiało się przy każdej okazji, niezależnie od tematu ich rozmów.
- Dziadek ... bardzo cię ceni - powiedziała.
Cień uśmiechu, a właściwie jego zapowiedź, pojawił się w kącikach
ust Zacha. Pomyślała, że na pewno bardzo rzadko się uśmiecha.
- Twój dziadek to jeden z najmądrzejszych ludzi w tym kraju.
- Jest wspaniały, prawda?
Zachary skinął potakująco, bez wahania.
Rozległo się ciche pukanie do drzwi i w pokoju pojawiła się wysoka
kobieta w średnim wieku, ubrana w granatowy, obcisły kostium.
- Dzwonił pan Hartman - oznajmiła. - Zapowiedział, że się spóźni, i
zaproponował, żeby państwo zaczekali na niego w restauracji.
Szczupłą twarz Zacha wykrzywił grymas, Janine spojrzała na niego
speszona. - Czy powiedział, kiedy przyjdzie?
- Niestety, nie.
Janine zerknęła na zegarek. O trzeciej umówiona była z Pamelą i nie
chciała się spóźnić. Nie podobało jej się również, że Zach nie usiłuje nawet
ukryć swego niezadowolenia.
- Najlepiej będzie, jeżeli przełożymy lunch na inny dzień -
zaproponowała pogodnie.
Zapanowało krępujące milczenie.
- Czy często nie zjawiasz się na umówione spotkanie? - zapytał
uszczypliwie.
- Oczywiście, że nie - obruszyła się Janine. Już miała powiedzieć
coś na swoją obronę, ale powstrzymała się.
- Sądzę, że najlepiej będzie, jeśli pójdziemy do restauracji i
poczekamy tam na twego dziadka, zgodnie z jego prośbą - dokończył
sztywno.
Ależ doskonale - odpowiedziała, zmuszając się do uśmiechu. Wstała,
sięgnęła po płaszcz, przyglądając się Zachowi kątem oka. Nie lubił jej.
Uświadomienie sobie tego wywołało u Janine dziwną reakcję. Poczuła się
zawiedziona i trochę smutna. Uważał ją za rozpuszczoną i niepoważną,
prawdopodobnie dlatego, że nie miała żadnej odpowiedzialnej pracy. Przez
chwilę miała ochotę wytłumaczyć, dlaczego wybrała taki styl życia, ale
widząc spojrzenie, jakim ją obrzucił, stwierdziła, że nie warto strzępić języka
we własnej obronie.
Nie miała nic przeciw Zachowi, początkowo myślała nawet, że
mogliby zostać przyjaciółmi, ale teraz już się na to nie zanosiło. Naprawdę
szkoda.
Dziadek, zanim wyszedł rano z domu, cieszył się perspektywą
wspólnego lunchu jak mały chłopiec. Przez dobre piętnaście minut
tłumaczył jej szczegółowo, gdzie ma pojechać, tak jakby nigdy wcześniej
nie była w centrum Seattle. Potem jakby mimochodem wspomniał, że rano
ma spotkanie z ważnym klientem. Jeżeli nie zdąży wrócić na czas, Janine
ma pójść do biura Zacha, przedstawić się i poczekać tam na niego.
Na szczęście restauracja, którą wybrał dziadek, była niedaleko.
Milcząco zgodzili się przejść te kilka przecznic na piechotę, chociaż Janine
z trudem dostosowywała się do dużo dłuższych kroków Zacha.
Starając się nie zostawać w tyle, przyglądała się Zachary'emu
Thomasowi i zastanawiała się, co irytowało ją w tym mężczyźnie. Na
przykład wzrost. Nie był nadmiernie wysoki - oceniła go na jakieś sto
osiemdziesiąt centymetrów - a ponieważ ona miała prawie metr
siedemdziesiąt pięć - pomiędzy nimi nie było więcej niż parę centymetrów
różnicy. Dlaczego więc czuła się przy nim taka mała?
Musiał wyczuć, że mu się przygląda, bo się obejrzał. Janine
odpowiedziała słabym uśmiechem i poczuła na twarzy rumieniec. To, co
dostrzegła w jego spojrzeniu, nie podniosło jej na duchu. Janine nie była
próżna, ale wiedziała, że może się podobać. Kilku mężczyzn zdążyło już jej
to powiedzieć, w tym Brian, człowiek, który złamał jej serce. Ale Zachary
Thomas najwyraźniej w ogóle się nie interesował, jak wygląda.
Skoro nie podobała mu się sukienka, prawdopodobnie tym bardziej
raziło go uczesanie Janine. Miała włosy krótko obcięte, wystrzyżone z tyłu,
z paroma długimi pasemkami spadającymi na czoło. Przez całe lata nosiła
włosy do ramion, z przedziałkiem pośrodku. Niedawno, bez szczególnego
powodu, zdecydowała się je ściąć. Miała ochotę na radykalną zmianę. Pam
zachwyciła się fryzurą i stwierdziła, że Janine wygląda fenomenalnie. Ona
sama nie była o tym przekonana. Pocieszało ją jedynie, że wkrótce jej
gęste, ciemne włosy odrosną.
Zach na pewno uznał ją za osobę bez gustu, ślepo podążającą za
modą. Ona z kolei uważała go za człowieka chłodnego i nie lubiącego
ludzi.
- Pan Hartman oczekuje państwa - poinformował ich kierownik sali,
kiedy wkroczyli do wybitego miękkimi pluszami lokalu. Ruszyli za nim, w
kierunku owalnego gabineciku wybitego granatowym welwetem. Ich stopy
zapadały się w grubym dywanie.
- Witajcie - Anton Hartman uśmiechnął się szeroko na ich widok.
Nie znać było na nim lat. Nadal emanował siłą i pewnością siebie, chociaż
włosy miał całkiem białe. Oczy o intensywnym odcieniu błękitu, który z
wiekiem tylko nieco przygasł, nadal były pełne ciepła i mądrości.
- Przepraszam, że musieliście sobie dawać radę beze mnie.
- Wszystko w porządku - odpowiedział natychmiast Zach, nie
czekając na reakcję Janine, tak jakby się bał, że ona powie coś
nieodpowiedniego.
Nie zwracając na to uwagi Janine ściągnęła płaszcz i pocałowała
dziadka serdecznie w kłujący nieco policzek.
- Janine... - zaczął i w tym momencie zauważył jej sukienkę - Co ty
masz na sobie?
- Podoba ci się? - rozłożyła na bok ramiona i okręciła się wokół,
pokazując efekt bananowego kroju w całej okazałości. - Wiem, że
wyglądam w niej trochę ekscentrycznie, ale sądziłam, że ci się spodoba.
Dziadek rzucił okiem na Zacha, a potem spojrzał znowu na nią.
- Na innej dziewczynie wyglądałaby po prostu skandalicznie, ale na
tobie to dzieło sztuki.
- Oj, dziadku - roześmiała się - nigdy nie byłeś dobrym łgarzem. -
Wsunęła się na siedzenie obok niego, tak żeby musiał znaleźć się w środku,
między nią a Zachem.
Umierała z głodu. Na śniadanie wypiła tylko kawę i zjadła jedną
grzankę, teraz miała zamiar to nadrobić.
Kiedy kelner przyszedł odebrać od nich zamówienie, poprosiła o
przystawkę, zupę i sałatę. Dodała też, że potem jeszcze poprosi o jakiś
deser. Dziadek nachylił się w stronę Zacha.
- Janine nigdy nie będzie musiała martwić się o figurę - powiedział,
jakby sprawa była wielkiej wagi dla nich obojga. - Ma to po babce. Anna
mogła jeść, ile chciała, i nigdy nie przybyło jej ani grama. Janine jest taka
sama.
- Dziadku - szepnęła Janine. - Zacha zupełnie nie obchodzi, ile ja
ważę.
- A skąd to możesz wiedzieć - odpowiedział, delikatnie poklepując
wnuczkę po ramieniu. - Mam nadzieję, że zdążyliście się już poznać.
- Och, tak - wyrwało się Janine natychmiast.
- Twoja wnuczka jest dokładnie taka, jak opowiadałeś - dodał
Zachary. Dla Antona zabrzmiało to na pewno jak największy komplement.
Ale ona wiedziała, że Zach spodziewał się zepsutej i rozpieszczonej
panienki, a ona nie zawiodła tych oczekiwań. Nie okazywał otwarcie, że jej
nie lubi, ale nic nie wskazywało, że zrobiła na nim wrażenie.
I nie tylko z powodu sukienki i naszyjnika z choinkowych
świecidełek.
Janine spojrzała na dziadka, by sprawdzić, jak zareagował na słowa
Zacha. Zobaczyła, że jego spojrzenie łagodnieje i że przytakuje,
najwyraźniej zadowolony z uwagi swego partnera. Zachary Thomas był
sprytny, to musiała przyznać.
- Jak wypadło spotkanie z Andersonem? - zapytał Zach.
Anton przez chwilę patrzył na niego bezmyślnie.
- Och, Anderson... Dobrze, w porządku. Zgodnie z planami -
odchrząknął i starannie rozłożył serwetkę na kolanach. - Oboje wiecie, że
już od pewnego czasu planowałem to spotkanie. Janine jest radością
mojego życia. Dzięki niej czuję się młody i szczęśliwy.
Jego spojrzenie było pełne ciepła. Janine musiała spuścić wzrok, by
ukryć łzy wzruszenia. Dla niej również dziadek był wybawieniem. Wziął ją
do siebie po śmierci rodziców i roztoczył nad nią czułą i ojcowską opiekę.
Pojawienie się w życiu sześćdziesięciolatka małego intruza musiało być
dość trudne, ale nigdy się nie uskarżał.
- Mój jedyny syn umarł tak młodo - dodał z trudem Anton, nie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mement.xlx.pl