MarzenieLucji, @PODARKI (xyz)(1)

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
//-->iepłe nocne powietrze dotykało rozgrzanej skóry Łucji, kiedy przemykała jedną z parkowych alejek. Byłobardzo ciemno. Nic nie widziała, ale wydeptane ścieżki znała niemal na pamięć. Odkąd zamieszkała wosiemnastowiecznym pałacu Kreiwetsów razem ze swoim ukochanym Tomaszem i jego córką Anią, starypark stał się jej bardzo bliski. Półtora roku wcześniej przyjechała do Różanego Gaju, małejpodkarpackiej miejscowości. Nie przypuszczała wówczas, że stanie się ona jej miejscem na ziemi.– Cóż, życie pisze nieoczekiwane scenariusze – szepnęła i szczelniej otuliła się szlafrokiem.Już trzy miesiące mieszkali w pałacu, ale niestety prace renowacyjne jeszcze się nie skończyły. Naparterze za kilka miesięcy miała powstać szkoła dla utalentowanych artystycznie dzieci. Tomasz wciążzałatwiał w związku z tym różne formalności i czekał na przyznanie dotacji. Dlatego parter nadal byłpusty. Pierwsze piętro zagospodarowali na swój użytek.Łucja szła przed siebie. Nagle potknęła się o niewielki kamyk. Przystanęła i odwróciła się w stronępałacu. Wszystkie okna były ciemne. Tego dnia wyjątkowo wcześnie udała się do swojego pokoju, a iTomasz położył się w ich wspólnym łóżku, nim nastał zmierzch. Jego walizka stała już spakowana obokgładkiej szafy weneckiej w sypialni. Nie chciała na nią patrzeć, ale jej wzrok wciąż lądował naciemnobrązowej śliskiej powierzchni. Tej nocy nie mogła spać. Ciągle myślała o wyjeździe ukochanego.Nie mogła tego zaakceptować, choć wiążąc się z Tomaszem, zdawała sobie sprawę, że częste podróżebędą zapewne wpisane w jego życie. Tomasz był światowej klasy pianistą i wielbiciele jego talentuczęsto się o niego upominali.Znowu odwróciła się w stronę gęstej czerni parku. Poczuła znajomy zapach. Jeszcze głębiejwciągnęła w płuca powietrze i uśmiechnęła się. To nie była woń róż, choć tych wokół było najwięcej.Różane pąki dopiero nabrzmiewały, by za kilkanaście dni otworzyć swoje pergaminowe wnętrza. Słodkizapach z każdą chwilą stawał się bardziej wyrazisty.Po chwili stanęła przy niewielkiej ławeczce, teraz prawie całkowicie zatopionej w bujnej zielenijaśminowca. Łucja usiadła na ławce i wtuliła twarz w najbliższą gałązkę. Zamknęła powieki i odchyliłagłowę do tyłu. Lubiła to miejsce. Często tutaj przychodziła. Czasem zabierała ze sobą książkę albofiliżankę ulubionej herbaty. W tym miejscu łatwo zbierała myśli. A tej nocy były wyjątkowo wzburzone.Nocną ciszę przeszył niewyraźny szmer. Uniosła głowę i popatrzyła przed siebie w czarny, zastygłypejzaż. Ktoś był w ogrodzie. Słyszała odgłos kroków na drobnych kamykach oddzielających pałacowypodjazd od granicy parku. Potem kroki ucichły, a do uszu Łucji dotarł jedynie szelest lekko kołyszącej siętrawy. Po chwili na ciemnej dróżce zobaczyła niewyraźną postać, która podążała w jej stronę. Przesunęłasię na środek ławki.– Wiedziałem, że cię tu znajdę. – Tomasz zbliżył się do Łucji i usiadł obok.Nie odezwała się, tylko pochyliła głowę, wpatrując się w czubki pantofli. Nawet nie pofatygowałasię, by zmienić obuwie.– O co chodzi? – spytał po chwili, nie uzyskawszy odpowiedzi.Głęboko nabrała powietrza w płuca, ale nadal milczała.– Kochanie, wiesz, że ja też najchętniej zostałbym tutaj z tobą i Anią. Ale… to przecież tylkomiesiąc, szybko zleci. – Dotknął jej włosów i odgarnął je do tyłu.– Wiem, ale… to nie tak miało wyglądać. – Odważyła się powiedzieć to, co już od kilkunastu dnicisnęło jej się na usta.Przyjrzała mu się wnikliwiej, starając się w gęstej czerni nocy dostrzec ciepłe, dobrze znajome oczy.– Łucjo… – Tomasz był zmieszany. Słyszała to w jego głosie, czuła w dotyku dłoni, którymi gładziłjej kark. – Gdybym wiedział, że tak będziesz cierpieć, zrezygnowałbym z tego tournée. Myślałem…– Daj spokój, to tylko miesiąc. – Łucja starała się uśmiechnąć. – Szybko do nas wrócisz. Do połowyczerwca mam jeszcze dużo zajęć w szkole, a Ania jest już po egzaminach.– No właśnie, zostawiam cię z tym wszystkim samą. Moja córka kończy szóstą klasę. Powinienembyć razem z wami. Zwłaszcza że tak niedawno straciła matkę.Tomasz zamilkł. Łucja też nie odzywała się przez dłuższą chwilę.W jego słowach było sporo racji. Mama Ani, Ewa, rok wcześniej zmarła na nowotwór, a Tomaszpojawił się w życiu dziecka zupełnie niespodziewanie. Dziewczynka nie znała go wcześniej. Dopiero pojej śmierci za sprawą Łucji ta dwójka się odnalazła. Ania bardzo pokochała swojego ojca i podobnie jakŁucja nie znosiła się z nim rozstawać. Obie jednak wiedziały, że nie mogą ograniczać Tomasza. Aniarozumiała to, tym bardziej że sama miała talent pianistyczny, który teraz z wielką pasją mogła realizować.Łucja natomiast spełniała się jako nauczycielka historii w szkole podstawowej w Różanym Gaju.Kiedy pewnego zimowego dnia przyjechała do tej niewielkiej wioski z Wrocławia, zostawiając zasobą niby poukładane, smutne życie i nieudane małżeństwo, nie sądziła, że czeka ją jeszcze coś miłego.Stało się jednak inaczej. Poznała mamę Ani, która umierając, poprosiła, by zaopiekowała się córką. Towydarzenie całkowicie zmieniło jej życie, bo zaraz po pojawieniu się w nim Ani zjawił się równieżTomasz, jej ojciec.– Tomasz. – Łucja położyła głowę na jego ramieniu. Tak bardzo lubiła wtulać twarz w jego jasne,sięgające niemal ramion włosy.W tej fryzurze wyglądał jak niepokorny nastolatek, a promienny uśmiech, który prawie nigdy nieznikał z jego twarzy oraz duże niebieskie oczy patrzące na świat z dziecięcą naiwnością sprawiały, żewyglądał na nie więcej niż trzydzieści lat, a nie czterdzieści dwa, ile pokazywała jego metryka.– Łucjo, powiedz mi, o co ci tak naprawdę chodzi? – Tomasz ujął jej twarz w dłonie i przybliżył doswojej.Poczuła anyżowo-miętowy zapach pasty do zębów. Nie wiedziała, co odpowiedzieć. Nie chciała,żeby wyjechał właśnie teraz, gdy wszyscy troje dopiero co zamieszkali razem. Wcześniej, gdy jeszcze wpałacu trwały większe prace remontowe, Tomasz z Anią mieszkali w rodzinnym domu dziewczynki.Łucja natomiast wynajmowała pokój u emerytowanej nauczycielki, pani Matyldy, u której zamieszkałazaraz po przyjeździe do Różanego Gaju.Ale przecież teraz było inaczej. Bo teraz codziennie budziła się u boku Tomasza, a zanim zdążyłaspojrzeć w lustro starej szafy stojącej w ich sypialni, swoją szczęśliwą twarz widziała w jego jasnychoczach. Wszyscy troje byli tak blisko siebie. Ona, Tomasz i Ania.Po śmierci Ewy Ania pokochała Łucję niemal jak rodzoną matkę. Nauczycielka nie miała własnychdzieci, dlatego z taką ochotą oddała serce Ani. Teraz już nie wyobrażała sobie życia bez tej dziewczynki ioczywiście bez jej ojca, Tomasza.– Tomku… ja się boję, że jak wyjedziesz, to wszystko się zmieni. – Popatrzyła muzykowi prosto woczy.Naprawdę się tego bała. Od kilku tygodni prześladowało ją dziwne przeczucie. Panicznie bała sięrozstania, które jednak wydawało się nieuniknione.– Kochanie, ale co się może zmienić? – Odgarnął z jej czoła kosmyk włosów.Sięgające karku włosy Łucji były czarne jak noc, która ich otaczała. Takie też były jej oczy. Ciemnei duże, otoczone wachlarzem gęstych rzęs, teraz zroszonych smutkiem, którego ich właścicielka niepotrafiła ukryć.– Ty płaczesz? – Tomasz dotknął opuszkami palców jej powiek.– Nie. – Jeszcze starała się udawać, ale straciła kontrolę i wybuchła płaczem. – Tak, płaczę. –Spojrzała na Tomasza, tym razem przez gruby filtr łez. – Możesz mnie uznać za wariatkę, ale wiem, że jakwrócisz, to… – Poczuła, że słowa uwięzły jej w gardle.– To co? – Tomasz się zaniepokoił.Łucja cofnęła się i oparła o chłodną ławkę. Długo nie odpowiadała, tylko uważnie przyglądała sięmężczyźnie. Po chwili jednak odważyła się powtórzyć to, co wciąż nie dawało jej spokoju.– Tomku, boję się, że po twoim powrocie już nic nie będzie takie jak przedtem.Przygarnął ją do siebie. Nie mógł tego słuchać. Żałował, że zgodził się na te występy. Ale miał weWłoszech wielu znajomych. Mieszkał tam wiele lat. Uwielbiano go. Nie mógł tak nagle porzucić tego, corobił przez całe życie.Zanim poznał Łucję i odnalazł Anię, muzyka była całym jego życiem. Poświęcił się jej. Uwiodła go.To właściwie z powodu muzyki nie ułożył się jego związek z Ewą, mamą Ani. Ale potrzebował muzyki,by żyć. Musiał grać, musiał tworzyć. Inaczej nie potrafił. Nie chciał. Mimo że najbardziej na świeciekochał Łucję i Anię, nie był w stanie całkowicie zrezygnować z dawnego życia.– Kochanie, wracajmy do łóżka. Jest już dobrze po północy. – Tomasz wstał i złapał Łucję za rękę.– Tak, masz rację, jest już naprawdę bardzo późno. Przecież o szóstej musisz być na dworcu. Pociągnie będzie na ciebie czekał.Łucja odeszła kilka kroków i stanęła na szerokiej ścieżce prowadzącej prosto do frontowych drzwipałacu. Uciekała przed Tomaszem. Szukała jego bliskości, a jednocześnie się odgradzała. Tomasz czuł to.Tak było przez kilka ostatnich dni. Od tygodnia nie rozmawiali o wyjeździe. Był to drażliwy temat. Poparu chwilach znaleźli się w pałacu. Nie wracali do wcześniejszej rozmowy. Gdy położyli się w ichwspólnym łóżku, Łucja wtuliła się w ciepłe ramiona Tomasza, by jeszcze raz poczuć jego zapach, którymiał wystarczyć jej na chłodne, naznaczone tęsknotą dni rozłąki.Następnego dnia obudziła się o siódmej rano. Tomasza już nie było. Jego połowa łóżka była równozaścielona, choć na jasnobeżowej poduszce oczami wyobraźni nadal widziała ślad jego twarzy. Czuła sięzawiedziona, że wyszedł bez pożegnania, choć tak się umawiali, tak było łatwiej. Pożegnali się przecieżdużo wcześniej. Wspólna kolacja, spacer i mnóstwo czułych słów. Choć te właściwe, najwłaściwsze,Łucja nadal trzymała w sobie.Wstała i podeszła do okna. Było lekko uchylone. Otworzyła je szerzej. Do wnętrza wtargnęłoporanne, jeszcze chłodne powietrze. Tomasz był już w drodze do Warszawy. W południe miał samolot doMediolanu. To właśnie tam rozpoczynał tournée.Cieszyła się jego szczęściem. Wiedziała, z jaką pasją tworzył i grał. Nie miała zamiaru goograniczać. Cały czas czuła jednak w sobie niepokój, który sprawiał, że niemal traciła zmysły.– Dość tego! – powiedziała do siebie i zatrzasnęła okno. Potem popatrzyła na zegar. Było już posiódmej. Wyszła do holu. Otoczyła ją cisza. Ania prawdopodobnie wciąż spała. Łucja podeszła podpokój dziewczynki, żeby ją obudzić. Jednak cofnęła się i nacisnęła klamkę drzwi znajdujących się obok.Potem weszła do środka. Pomieszczenie w zasadzie było puste. Na samym środku stał tylko czarny,lśniący fortepian, ulubiony instrument Tomasza. Sprowadził go tutaj prosto z Florencji, gdzie mieszkałprzez ostatnie kilka lat. Teraz jego ulubiony Bechstein stał opuszczony i smutny, tak jak kobieta, którawłaśnie dotykała jego klawiszy.Łucja gładziła je z czułością, w taki sam sposób, jak czynił to Tomasz. Uderzyła w kilka klawiszy.Przez jeszcze uśpione ściany pokoju przetoczyło się kilka wysokich dźwięków. Zamknęła klapę [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mement.xlx.pl